środa, 10 sierpnia 2016

10.08.16r.

Hejka!

Ostatni raz byłam tutaj 2 kwietnia. Już szmat czasu minął od tej daty, dużo ponad 4 miesiące. Pominę już regułkę, że przepraszam, że mało tu pisze itp. Stwierdziłam, że nie ma sensu tego pisać, skoro
i tak za każdym razem muszę to powtarzać. A pisać tutaj jakiekolwiek posty i tak piszę, tylko gdy mam "wenę", jest o czym pisać, lub po prostu ktoś delikatnie mówiąc mnie zmusi. No, ale do rzeczy. 

Co u mnie? Dużo problemów zdrowotnych. W czasie, gdy mnie tu nie było zdążyłam wylądować z moimi zatokami w szpitalu. Przeleżałam tam ponad tydzień, męczyli moje żyły kroplówkami, po 6 dziennie, a pod koniec pobytu już nie mieli bardzo jak mi podawać leków przez wenflon, bo coś tam  już nie chciało "przelatywać" jak to żartobliwie mówiła jedna z moich ulubionych pielęgniarek. Te akurat trafiały mi się miłe, a i panie w pokoju, z którymi miałam przyjemność przebywać były całkiem sympatyczne. Jedynie doktor, która wykonywała mi wszystkie zabiegi i punkcje była tak cholernie miła, że szkoda gadać. Polska służba zdrowia na wysokim poziomie. Zero podejścia do pacjenta. Zero współczucia, zrozumienia. Jednak wizyta pomogła. Na jakiś czas..
Cały lipiec męczyłam się z przeziębieniami. Jak wychodziłam z jednego to wpadałam w drugie, cóż, zdrowie nie jest mi pisane jeszcze chyba. Potem wizyta kontrolna u pani laryngolog odnośnie zatok. No i jak? Oczywiście antybiotyki, kolejne, no i sterydy. Tak, pięknie, mój organizm reaguje na nie wyśmienicie. Już nie mogę się doczekać, aby je skończyć. No i odnośnie zdrowia, to chyba tyle, mam nadzieję, że uda mi się w końcu wyzdrowieć, bo ileż można?
W najbliższym czasie czeka mnie ważny egzamin! Oczywiście, mowa tu o prawie jazdy. Testy zdane, może nie za pierwszym ale zdane. Teraz wyjeździć resztę godzin i mam nadzieję zdam za pierwszym. Kciuki można trzymać, ale daty to tu nie podam haha.
Potraciłam kontakty z masą osób, z niektórymi mam dużo lepszy za to, więc nie wiem czy się cieszyć, czy nie. Skończyłam "przyjaźń". Wydaje mi się, że to akurat dobre posunięcie, aczkolwiek nie zmienia to faktu, że brakuje mi zwykłego odzywania się z tą osóbką, no ale wszystko ma swój czas. Widocznie to się tak musiało skończyć, skoro ma się sprawy ważniejsze. Druga osoba, z którą straciłam kontakt była moją motywatorką w pisaniu bloga i "ziomkiem" w sprawach siatkówki. Tak wyszło, nie będę nikogo o to obwiniać, ale i tak ją lubię, kontakt na snapie i asku mamy jakiś. 
I jeszcze jednego przyjaciela straciła, ale tutaj to nie wiem nawet jak to wyszło. Czy to był brak czasu, czy co?
Poprawił mi sie kontakt z Beatką, z którą potrafię pisać 24/7, o wszystkim Tak samo z Kinią, Patrykiem, Andzią, czy chociażby z samą moją kochaną Olą.

Jej z całego serca pragnę podziękować, że była przy mnie przez cały okres szpitalny. Siedziała przy moim łóżku jak tylko mogła, nie bała się długiego przemierzania drogi do szpitala piechotą, nie miała z tym problemu. Przychodziła, czasem tylko po to, żeby posiedzieć i pomilczeć, ale ważne, że wgl była, Potem kontakt nam  siadł chwilowo za sprawą chłopaka, ale Olcia postawiła mnie jednak na pierwszym miejscu za co jej mogę znowu podziękować. Za to ją kocham i będę z nią do końca świata i o jeden dzień dłużej. nie widziałam jej kilka dni, a już tęsknię, co to ma być. 
Sytuacja z rodzinką mi się teoretycznie poprawiła, Mam bardzo dobry kontakt z mamą, z czego jestem wręcz dumna. Moja młodsza siostra jest moją przyjaciółką. Ze starszą z dnia na dzień dogaduje się coraz lepiej. Nie potrafię się dogadać z ojcem, praktycznie nawet tego nie chce, ale to inny temat.
Zmieniłam się. Stałam się bardziej odporna psychicznie oraz fizycznie. Nie pozwalam już tak sobą rządzić jak kiedyś, mam swoje zdanie. Nie ma już malutkiej, słodziutkiej, bezbronnej Kasi. Może nie wyzbyłam się starej mnie w 100%, ale potrafię pokazać pazurki, a za swoich przyjaciół (i jednego kochanego brata) mogłabym dać sobie mordę obić. Potrafię już cieszyć się chwilą, co wcześniej mi nie wychodziło. Stałam się chyba mądrzejsza, dojrzalsza. Być może coś zaczęło do mnie docierać, nie wiem. Ale wystarczy.
A i najważniejsze. SIATKARZE SĄ NA IO W RIO. 
Aktualnie to zajmuje cały mój wolny czas i tyle w tym temacie. Po skończonych igrzyskach postaram się o tym napisać coś więcej, może to będzie dobry pomysł? 
Na koniec dorzucę kilka aktualnych zdjęć, albo chociaż z jedno z tego okresu. I standardowo cytat.



"Tkam swój czas z małych chwil, dziergam powoli minuty

Nie wyznaczyłem tras, żeby nimi iść na skróty." 













sobota, 2 kwietnia 2016

2.04.16r

Hejka!


Chciałabym, jak w każdym poście, przeprosić za długą nieobecność. To zdanie stało się już niejako tradycją tutaj na tym blogu. Jakkolwiek bym nie chciała, zawsze muszę przeprosić, że nic nie dodawałam. No cóż, może tak już mam. Raz brakuje mi czasu, raz weny, czasem po prostu mi się nie chce lub nie mam humoru na jakiekolwiek bazgranie tutaj. 
Ten "pościk" powstaje przede wszystkim dla pewnej osóbki, która chyba jest najwierniejszą czytelniczką.
Ale, tak odbiegając na chwileczkę, chciałabym jeszcze wtrącić, że zawieszam opowiadanie. Dalsze fragmenty uważam za takie, które nie powinny ukazywać się tutaj. Mówiły one za dużo o moim życiu prywatnym, o problemach, które też mnie dotyczyły, a wszyscy wiemy, że łatwo można wysunąć pochopne wnioski. Zdecydowanie nie pasowało mi to, bo akurat nie chciałabym tego ogłaszać całemu światu. Ale mimo to, coś mnie kusi, żeby napisać tu coś maks szczerego, jakieś wyznania ode mnie, z mojej strony. Nie wiem czy to dobre posunięcie, ale spróbować zawsze można prawda? W końcu, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
Ktoś mi ostatnio powiedział, lub też napisał, bo to też było. W zasadzie to nie "ktoś", lecz bardziej "ktosiowie", bo to z dwie osoby, jak nie więcej, ale to akurat niuans.Owszem. Muszę się z nimi zgodzić. Mają rację co do tego, bo zdrowie zaniedbuję cholernie, gdyż większość czasu zajmują mi inne problemy. Fachowo powinnam powiedzieć, że psychiczne, ale na Boga, jak to brzmi! Aktualnie męczę się z zapaleniem tchawicy, nic fajnego, na pewno nie polecam. Męczy mnie kaszel, okropne zmęczenie, ciągłe bóle w kręgosłupie, które nie pozwalają normalnie funkcjonować, ogólnie bolą też mięśnie, nie mam na nic ochoty. Ale, ale! Co ja tu będę zanudzać lekarskimi cudami. Dodam tylko na koniec, że wczoraj byłam na tomografii, a na najbliższe dni zaplanowane mam jeszcze wizyty u chirurga i laryngologa.
Odejdę jednak już od spraw typowo fizycznych, bo po co się w nich tak strasznie rozwodzić? Człowiek i tak na coś musi umrzeć, Oprócz ciężkiego czasu pod względem chorobowym przechodzę też ciężki "duchowy" okres, bo tak powinnam to co się ze mną dzieje nazwać.
Czuję się bezsilna. Czuję, że nie jestem potrzebna nikomu, że każdy dałby sobie radę beze mnie, gdyby mnie zabrakło. Wszyscy razem i każdy z osobna. Zna ktoś takie uczucie? Jeśli nie, to jesteście prawdziwymi szczęściarzami, bo to nie jest fajne. Idzie się tylko zniszczyć. A ja zdaję sobie z tego sprawę, ale co mogę zmienić? Sama z siebie nie umiem nic, podobno to trzeba przetrwać i przejdzie samo. Co wieczór ten sam scenariusz, mokre poduszki od łez bezsilności, rozmazany tusz na twarzy i..
Chciałabym być inną osobą. Pod wieloma względami.

Chciałabym być idealną córką dla swoich rodziców. Taką, której wyniki w nauce by ich satysfakcjonowały. Żebym mogła choć raz usłyszeć z ich ust "Brawo Kasia, jestem z Ciebie dumna/y!". Chciałabym nie być porównywana, bo na Boga, jestem sobą, a nie kimś innym. Nienawidzę tego. Nie chciałabym być osobą, do której mnie porównywają. Od małego to robili, tyle tylko, że już kilka razy zmieniali obiekt, którym powinnam być. Może ciężko to przychodzi ludziom, bo wiadomo XXI wiek i te sprawy, ale chciałabym słyszeć raz na jakiś czas "Kocham Cię", "Jestem z Ciebie dumna/y", "Ważne, że się starałaś, nic innego się nie liczy".
Jednak z mojej strony nie ma nic idealnego. Wręcz odwrotnie, jestem okropną córką. Źle się uczę, powinnam mieć same piątki i szóstki, natomiast ja? Mam większość trójek, zdarzają się dwójki a nawet były jedynki na półrocze. O czwórkach i piątkach mało co słychać, a szóstkę to mam tylko z religii.  Poza tym wagaruję, a co jak co, ale w tym domu nikt takiego zachowania nie preferował. Powinnam być wzorowa, mieć 100% frekwencji. Rzadko siedzę  domu, wychodzę najczęściej gdzieś ze znajomymi, żeby nie musieć trwać w tej cholernej atmosferze. Co słyszę więc o sobie? "Wychodzi tylko po to, żeby chlać, nie ma się czemu dziwić".
Kiedyś, o ile będzie mi to umożliwione, dam swoim dzieciom wszystko, wszystko to, czego ja sama jako "gówniarz" nie dostałam.  Moja mama nigdy nie będzie moją przyjaciółką, chociaż nie wiem jak bardzo bym tego chciała. Mój ojciec nigdy nie zostanie moim superbohaterem, ani pierwszą miłością, czy coś w tym rodzaju. Do żadnego z nich nie zwrócę się z prośbą o pomoc.
Chciałabym też być idealną przyjaciółką. 

Może to dziwne, ale wiem, że nią nie jestem. Chciałabym, żeby moje przyjaciółki zwracały się do mnie z każdym problemem. Żeby wiedziały, że mogą mi powiedzieć wszystko a ja ich wysłucham i pomogę. Żeby mogły przyjechać do mnie wtedy kiedy tylko zamarzą. Wiem, że tak nie jest. Z tego miejsca je za to przepraszam. Ostatnio na pewno nie jestem ich podporą, choć się staram. Wiem, że jest coś nie tak. Jestem zajęta swoimi problemami, mam swój odrębny świat i wydaje mi się, że czasem one też. Poza tym jestem cholerną zazdrośnicą od pewnego czasu, co też nie jest dobre. Niestety nie umiem się dzielić ludźmi, chociaż ostatnio powoli się uczę, bo wiem jak jest. Kocham te moje dwie istotki całym sercem. I nie wyobrażam sobie bez nich życia, także, lalala. Będę się starać, aby wszystko w sobie zmienić, żeby tylko było lepiej.
Dziękuję im za to, że ostatnim czasem są mimo wszystko. I dziękuję też Kini, Roksi, Pączkowi i kilku osobom, które jakoś mnie ogarniają w tym ostatnim czasie, kocham was!
A do przyjaciółek, taki mały tekscik, co prawda z piosenki (angielskiej, ale tłumaczenie piszę) no ale:


"Jeśli kiedykolwiek utkniesz w środku morza,
Przepłynę świat, aby cię znaleźć
Jeśli kiedykolwiek zgubisz się w ciemnościach i nie będziesz nic widzieć
Będę światłem, które cię poprowadzi
Dowiedz się po co jesteśmy stworzeni
Jesteśmy wzywani do pomocy przyjaciołom w potrzebie.
Możesz liczyć na mnie jak 1 2 3
Będę tam
I wiem, kiedy będę tego potrzebował, mogę liczyć na ciebie jak 4 3 2
I będziesz tam
Bo to jest to, co przyjaciele powinni robić.
Jeśli się wiercisz i kręcisz i po prostu nie możesz zasnąć
Zaśpiewam piosenkę przy tobie
A jeśli kiedykolwiek zapomnisz, ile naprawdę dla mnie znaczysz
Każdego dnia będę przypominał tobie.
Zawsze będziesz mieć moje ramię, gdy zapłaczesz
Nigdy nie odpuszczę
Nigdy nie powiem 'żegnaj' "

poniedziałek, 18 stycznia 2016

18.01.

Siemanko!

Na wstępie chciałabym was serdecznie przeprosić, za bardzo, ale to bardzo długą tutaj nieobecność.
Zaniedbałam dodawanie rozdziałów, ale spokojnie, są ferie, co drugi dzień postaram się coś tutaj dodać, więc bez stresu kochani! 

Później postaram się wyjaśnić, dlaczego nic tu nie dodawałam. 
Pożegnałam rok 2015. Przywitałam 2016. Czy to coś zmienia? Nie sądzę, szczerze mówiąc. Po prostu kolejny raz zmieniamy cyferkę w dacie. Owszem, wszyscy robią jedno wielkie bum na postanowienia noworoczne, twierdzą, że będą się zmieniać. Ale po co to wszystko? Skoro wytrwamy przez styczeń, a potem nagle cała ta motywacja znika. Pierwszy raz od dawna nie zrobiłam sobie mega długiej listy postanowień noworocznych. Jedyne czego chce, to zapamiętać ten rok jak najlepiej. Mam już słoik dobrych wspomnień, mam nadzieję, że pomoże mi on to wszystko ogarnąć. Rok 2016 przyniósł ze sobą pełnoletność, moją pełnoletność, odpowiedzialność za siebie, czas zacząć poważniej myśleć, ale czy mi to wyjdzie? Zobaczymy.
Co się stało w 2015 roku?
Jednym z wydarzeń, ważnych wydarzeń jest spełnienie mojego marzenia, czyli dostanie tej oto cudownej koszulki z okazji moich urodzinek. 




Co poza tym działo się ważnego?
Spierdoliły*my przyjaźń. Nawet nie wiadomo czemu, przez co.. Wiem jednak, że to się stało. Czy jest mi szkoda? Owszem. Mimo tego, że się pogodziłyśmy, to nic nie jest już takie jak wcześniej.  I sądzę, że nie będzie. Raczej tej relacji nie da się naprawić. Żałuję, ogromnie żałuję. Ta osóbka była dla mnie mega ważna, mimo wszystko. A co najważniejsze, nigdy się na niej nie zawiodłam, o dziwo. Zawsze prawdziwa, szczera, kochana. No cóż, życie przewidziało dla naszej znajomości taki scenariusz najwidoczniej, tego się nie ominie, nie oszuka. Najwidoczniej tak musi być. 
W tym roku wielokrotnie farbowałam włosy, taki szczególik, który Kaśka zapamiętała, a co! Jednak oficjalnie już zostałam rudą, a nie blondynką. Już o tamtym kolorze nikt nie pamięta. 
I najważniejsze, masa meczy, pozytywnych siatkarskich emocji, płacz, radość, zarywanie nocek, dzielone z Pączkiem na odległość, o właśnie wspominam o Tobie laska, ciesz się! <3
Dużo czasu spędziłam z panią Olą, wiadomo, przyjaciółki (siostry) na zawsze.
Best friend forever.. 




I dużo chorowałam, ale chorobami zaczęłam też ten 2016 rok, niestety..

Teraz słówko odnośnie tego, czemu nie było mnie tu tak długo.
Układałam sobie wszystkie sprawy, wreszcie mam wszystko okej głowie.
Osiemnastka Gulowej była w sobotę, poza tym koniec semestru dużo popraw, niedługo moja osiemnastka, cudownie.


Do następnego!


sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział III

Siemanko!

Na początku kilka słów ode mnie. Muszę was przeprosić za długą przerwę w dodawaniu rozdziałów. Czym było to spowodowane? Oczywiście, dużo nauki, bo zbliża się okres wystawiania ocen, więc trzeba wszystko poprawiać, żeby średnia jakoś wyglądała. Poza tym nie czułam się na siłach by pisać, mam nadzieję, że będzie mi to wybaczone. :)
Pączuś, doczekałaś się parta, który będzie trochę weselszy :*

"On."


Poznałam go na zawodach sportowych, które rozgrywały się w naszej szkole. Siedział wtedy na trybunach, przyglądał się jak gram razem z moją drużyną. Czekał  aż zawody się skończą, bo miały być wtedy ogłaszane wyniki. W naszej drużynie pełniłam funkcję przyjmującej. Starałam się dawać z siebie wszystko na treningach, więc zawsze znajdowałam się w pierwszym składzie drużyny. Siatkówce oddawałam się w pełni. Była to dla mnie ucieczka od wszystkich problemów, a przede wszystkim od ojca. Treningi pozwalały mi zapomnieć, a poza tym nie musiałam przebywać w domu i patrzeć na ojca. Trenowałam razem z Karolą, więc miałam dodatkową podporę, wsparcie. Wpadłam na niego właśnie po wygranym meczu. Wychodziłam sobie z hali sportowej, nie zauważyłam go, bądź on mnie, no nie wiem jak to dokładnie było. 
- Hej. - odezwał się wyciągając do mnie dłoń.

- Mógłbyś z łaski swojej uważać na to jak chodzisz? - odburknęłam, nie podałam mu nawet dłoni. Odwróciłam się i poszłam w kierunku szatni. Wyraźnie go to speszyło, zamurowało.
Był wysokim, przystojnym brunetem o brązowych oczach. Znałam go już z widzenia, często mijaliśmy się na treningach, jego drużyna trenowała na naszej hali. Ja z niej wychodziłam, on wchodził.
- Ej, nie chciałem, to był przypadek, nie musisz się tak unosić. - krzyknął za mną, chyba nabrał ochoty, żeby się ze mną kłócić. Ja jednak zdecydowanym krokiem ruszyłam do szatni. Jakoś nie miałam ochoty na jakiekolwiek bliższe kontakty z chłopakami. Nie ufałam im, zresztą nie ma co się dziwić.Mimo wszystko, odkąd mijałam się z nim bez słowa coś mnie do niego ciągnęło, chciałam do niego zagadać, ale się bałam tego, że mogę później się przed nim otworzyć.  Natomiast dziś, gdy to on się do mnie pierwszy odezwał stchórzyłam, wolałam udać niedostępną, wredną sukę po prostu. Oczywiście Karolina obserwująca tą sytuację, gdy tylko odeszłam podeszła do niego i zaczęła z nim rozmawiać, przysłuchiwałam się temu zza uchylonych drzwi szatni. 
- Hej, jestem Karolina, a dziewczyna, do której przed chwilą próbowałeś zagadać to Emilka, moja przyjaciółka. Strasznie Cię za nią przepraszam, jest po prostu strasznie zmęczona. - powiedziała dosłownie jednym tchem.
- Za każdym razem, gdy ją widzę chcę do niej zagadać, ale się boję. Gdy dziś się odważyłem po prostu mnie zbyła. Niezbyt ciekawie chyba, prawda? A tak w ogóle nazywam się Kacper, miło mi Cię poznać. - uśmiechnął się do niej. 
- Ej, nie martw się, to nie jest Twoja wina. Z czasem uda Ci się do niej zagadać, nie poddawaj się, jest trudną dziewczyną, ale warto trochę się pomęczyć. - udzieliła mu rady.
- Skoro tak mówisz, no cóż, muszę lecieć już, ale mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy, cześć. 
- Cześć.
Rozeszli się, a Karola zmierzała do szatni, więc szybko zaczęłam się przebierać, żeby się nie zorientowała, że podsłuchiwałam, bo tego nie lubiła.  Jej reakcja wcale mnie nie dziwiła. Przepraszanie ludzi za moje reakcje weszły już jej w krew, tak często to robiła.  Była naprawdę dobrą osobą, zawsze starała się pomagać, nie zwracała uwagi na to komu, byleby pomóc. Weszła do szatni, przebrała się bez słowa i wyszłyśmy na przystanek, aby poczekać na autobus, który miał przyjechać za 30 minut. Rozmowa dotycząca Kacpra okazała się oczywistością.
- Ej, Emi, możesz mi wytłumaczyć, co się dziś wydarzyło? - spytała.
- To znaczy, o co Ci dokładnie chodzi, bo się niezbyt orientuje?
- Zdajesz sobie sprawę, że go olałaś? Wiesz jak on się czuł?
- Jezu, dziewczyno, o kim ty mówisz? - byłam wyraźnie zdezorientowana.
- Mówię o Kacprze, nie udawaj głupiej. - zaczynała się powoli denerwować.
- Jakbym jeszcze wiedziała, o jakiego Kacpra Ci chodzi, to byłoby zajebiście, wiesz?
- A ten chłopak co dziś na Ciebie wpadł? To on się tak nazywa, ale oczywiście panna Emilia nie chciała z nim rozmawiać, bo po co, tak? A pragnę zauważyć, że mamy już listopad, odkąd w październiku zaczęły się treningi to on na każdym naszym był na trybunach i Ci się przyglądał,
- Karola, myślisz, że ja tego nie zauważyłam? Otóż, nie, wiem to bardzo dobrze. Poza tym ostatnio też zaczęłam go obserwować. A nawet muszę Ci się do czegoś przyznać, wiesz.. Ten Kacper, tak? Ostatnio bardzo mnie ciekawi.. - przyznałam się.
- Tak, tak, Kacper. Wytłumacz mi więc, dlaczego tak się zachowujesz w stosunku do niego?
- Nie wiem, nie potrafię być dla niego miła, czy coś w tym stylu.

- Bo co? Bo jest facetem? Emi, musisz wreszcie pokonać tą barierę, zapomnieć tą urazę do mężczyzn. Chociaż w jakimś małym stopniu, proszę Cię, postaraj się. Zagadaj do niego na treningu może co?
- Nie wiem, nie obiecuję.

__________________________________________________________________________

Ta dam, kolejny rozdział dodany. 

Jak myślicie, Emi pokona swoje bariery i zagada do Kacpra?
A co chłopak na to, tym razem on ją oleje, czy może wręcz przeciwnie?Czym spowodowany jest ten uraz do facetów?Odpowiedź na te pytania w najbliższych rozdziałach, więc zapraszam do śledzenia.Info o rozdziałach pojawi się na moim asku : http://ask.fm/HahKasia



Do następnego! 

poniedziałek, 23 listopada 2015

Rozdział II

Siemanko!


Sytuacja z moim zdrowiem i emocjami się pokomplikowała, ale kocham moje bluzy i cudownie. Weekend zaliczam do udanych. To na tyle. Pozdrawiam czytających, kolejne rozdziały dodaję.

"Dorastanie"


W wieku czternastu lat zostałam pozbawiona wszystkich czuć. Stałam się typową zimną osobą, bez serca. W sercu gdzieś tam na samym dnie tliła się miłość do matki, do siostry, która była ze mną cały czas i stałyśmy za sobą murem.Ojciec dosłownie katował mamę, która z dnia na dzień miewała coraz mniej siły. Zaczynałam się poważnie o nią bać. Przecież mógł ją.. Tak, zabić. Tego się strasznie bałam. Jednak znów w moje właśnie czternaste urodziny zaczął awanturę.
Muszę przyznać, że mama zrezygnowała z tortu, prezentów, nawet głupiego sto lat nie usłyszałam. Niestety, podczas składanie mi najzwyczajniejszych w świecie życzeń, bo to jeszcze mogła zrobić, ojciec wpadł do domu.
- Co tu się znowu wyprawia? Już powiedziałem, że ten gówniarz nie zasługuje na żadne urodziny, czy czegoś nie zrozumiałaś? - wprost wykrzyczał do mamy.

- Zrozumiałam, nie świętujemy urodzin Emilii. - odpowiedziała obojętnie.
- Nie wierzę, że ten bachor się urodził! Nie musiałaś odstawiać tych jebanych leków! Wtedy nie byłoby kłopotu! Ten gówniarz na nic nie zasługuje, powinna już dawno stąd wypierdalać, nikt jej tu nie chce! - wykrzyczał.

Wszystko we mnie pękło. Dowiedziałam się przecież, że mało brakło a by mnie nie było tutaj. Przeszło mi przez myśl "może tak byłoby faktycznie lepiej?". Przecież nie musiałabym się z nim męczyć, ale z drugiej strony Julka, wtedy to ona by to wszystko słyszała, a tego nie chciałam, naprawdę.
- Myślisz, że jak jesteś pijany, to Ci wszystko wolno? - wykrzyknęłam.
- Emilia... - mama próbowała mnie powstrzymać.
- Nie mamo, ktoś musi mu to wreszcie powiedzieć! Możesz sobie gadać co chcesz, dla mnie ojcem nie jesteś, nie byłeś i nie będziesz nigdy w życiu! Nienawidzę Cię, rozumiesz! - rozpłakałam się i chciałam uciec na zewnątrz, lecz mnie zatrzymał.
- O ty smarkulo! - krzyknął.

I wtedy stało się to, czego sie nawet nie spodziewałam. Uderzył mnie. Postałam od niego w twarz. To zabolało stokrotnie bardziej niż jego słowa. Czułam się jak śmieć, nic nie warty.
- Może ty też mnie nie chcesz, co? Powiedz mi to, no mów! - krzyknęłam do mamy.
Tym razem wybiegłam. Prosto przed siebie, aż wpadłam na pewną dziewczynę, mieszkała po sąsiedzku, znałam ją ze szkoły, lecz przez sytuacje z ojcem, nikogo bliżej w szkole nie znałam. Wygadałam się jej, chociaż aktualnie zdaję sobie sprawę, że było to wariactwo. Zdobyłam przyjaciółkę. Prawdziwą, jedyną, a i ja byłam jej jedyną przyjaciółką.
Od tego incydentu w moje urodziny było tylko gorzej. Czułam się jak na loterii, złej loterii. Bił nas na zmianę, no albo zależało to od jego humoru.
Rok później, gdy miałam już 15 lat oberwałam zdecydowanie gorzej niż zazwyczaj. Spałam sobie spokojnie w pokoju moim i Julki, gdy nagle wpadł rozwścieczony i zaczął mnie z całej siły kopać w brzuch. Cholernie mnie wszystko bolało. W końcu straciłam przytomność i wylądowałam w szpitalu. Karolina, bo tak nazywała się moja przyjaciółka, codziennie odwiedzała mnie w szpitalu. Oprócz  niej pojawiała się  ciocia Ula razem z Julką. Mama była kilka razy, lecz tylko u lekarza, do mnie nigdy nie wstąpiła. Zaczęłam myśleć, że ona też mnie nie chce. Pobyt w szpitalu miał trwać trzy dni. Ja jednak postanowiłam robić wszystko, żeby trzymali mnie tam jak najdłużej. Udało się być tam tydzień. Było to zdecydowanie najlepsze co mnie spotkało. Po wyjściu do domu ojciec się zmienił. Przestał pić, wracał do domu trzeźwy.. Zaczęłam żyć jak normalna nastolatka.

_________________

Jak myślicie, na długo Emilka będzie cieszyć się ojcem, który nie pije? Czy może będzie to tylko na chwilę?  Zostawiam was z tym rozdziałem, następny będzie trochę bardziej optymistyczny i pokaże się pewna nowa osoba, ON. 

Do następnego!


czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział I.

Siemanko!

Dziś zaczynam opowiadanie, nie wiem co z tego wyjdzie, ale no zobaczymy, po dodaniu pierwszego rozdziału, no i waszym odzewie, o ile taki będzie, będę kontynuować, jeśli nie będzie odzewu, usunę i nie skończę. :)))
Tak więc zaczynamy !

"Dzieciństwo"


Moją historię na pewno muszę zacząć właśnie od tego momentu.Od dzieciństwa, złego dzieciństwa przesączonego łzami, bólem i strachem. Wszystko rozpoczęło się w sumie, gdy miałam pięć lat, byłam malutkim dzieckiem. Wcześnie wysłano mnie do przedszkola, mówię, że wcześnie, ponieważ mało które dzieci już w tym wieku były tam wysyłane. Przynajmniej w moim otoczeniu było to bardzo rzadkie. W tamtym momencie nie docierało do mnie, że powoli coś w naszej rodzinie się zaczyna dziać, coś złego. W ciągu roku zaczęły się zmiany.. Oczywiście ja, jako sześcioletnia dziewczynka zaczynałam dużo pytać, dociekać, byłam bardzo ciekawska, co mojemu ojcu zdecydowanie się nie podobało. Wracał późnym wieczorem do domu, mama mówiła, że jest zmęczony, po czym udawali się do swojej sypialni, z której było słychać odgłosy awantur, krzyki. Po skończeniu siedmiu lat zauważyłam, że tata wraca do domu pod wpływem alkoholu. Dni gdy był trzeźwy, albo nie kłócił się z mamą nie było już  wcale. Starałyśmy się wynosić raz na jakiś czas z domu. Mama zabierała mnie i moją młodszą o trzy latka siostrę do którejś z cioć choćby na dobę. Nazywałam sobie w duchu te dni wakacjami, które bardzo lubiłam, były spokojne, ciche. Cieszyłam się na pobyty poza domem. Ciocie zawsze były takie kochane, przynosiły mi i Julce śniadanie do łóżka, pozwalały bawić się na podwórku bardzo długo oraz bezczynnie siedzieć przed telewizorem. Niestety w domu musiałyśmy cały czas cichutko siedzieć w swoim pokoiku, tylko raz na tydzień wychodziłyśmy sobie do parku na plac zabaw.
Skończyłam 11 lat, lecz nic się nie poprawiło, wręcz przeciwnie, zrobiło się jeszcze gorzej. Codziennością stały się powroty ojca dopiero około godziny 23.00, oczywiście, to, że pił wcale się nie zmieniło. Późne pory jego powrotu nie pomagały nam w niczym, trzeba było na niego czekać, nie mogłyśmy iść spać, bo gdy przyszedł to zawsze znajdował dla nas jakąś robotę. Trzeba było mu podać obiad, uprać ciuchy, zrobić jakąś papierkową robotę na jutro. Nic nie obchodziło go to, że mam 11 lat, a Julka 9, uważał, że powinnyśmy od małego uczyć się tego co nam się przyda w dorosłym życiu. Wszystkie literki i cyferki zlewały mi się w jedno, bo zabierałam też prace Julki, żeby chociaż ona mogła spokojnie się wyspać i do szkoły iść wypoczęta. Codzienne awantury nie znikły. Tata czepiał się mamy o wszystko, że obiad za zimny, że zła potrawa, bo on chciał inną, że koszula niewyprasowana, że jakiś paproch leży na stole, różne głupoty. Ale nie przeszkadzało mu to, musiał na nią krzyczeć.. Do czasu..
Świętowałam swoje 12 urodziny. Mama zrobiła mi tort, zaśpiewała mi sto lat i kupiła prezent. Nic specjalnego, zwykłego misia i trochę słodyczy. Na tamten okres miałam takiego swojego przyjaciela, z którym mogłam o wszystkim pogadać. Ojciec wrócił wcześniej z pracy i zobaczył, że coś świętujemy. Oczywiście o moich urodzinach nie pamiętał, kompletnie go to nie obchodziło. Był zdenerwowany, chyba coś w pracy poszło nie tak, więc gdy zobaczył nasze uśmiechnięte twarze wpadł w szał.
- A co wy wyprawiacie? Darmozjady jedne, ja ciężko pracuje od rana do wieczora, a wy tu jakieś balangi urządzacie ? I to jeszcze z jakiego powodu, że jakiś bachor ma urodziny ? - krzyczał, wystraszyłam się.
- Uspokój się, Emilka ma 12 urodziny, chciałam jej coś podarować, uczcić jej urodziny. - odpowiedziała mama.
- Gówno prawda, zgadałyście się przeciwko mnie, będziecie wydawać moje pieniądze na jakieś durnoty! - i w tym momencie uderzył w stół, po czym przewrócił mój tort na ziemię. Rozpłakałam się, nie zdążyłam nawet zdmuchnąć świeczek. Mama próbowała coś powiedzieć, lecz on jej przerwał, uderzył ją, po raz pierwszy. Widziałam jej strach w oczach, a ojciec widział go w nas wszystkich. Wiedział, że i ja, i mama, i Julka się boimy, miał nad nami przewagę.
Myślałam, że mama jest silną osobą, że kolejny raz nie da się uderzyć. Niestety przeliczyłam się, uderzył ją drugi, trzeci, czwarty, dziesiąty raz. Aż pewnego dnia pobił ją do takiego stopnia, że straciła przytomność. Wyszedł z domu po tym co zrobił. Julka płakała, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Złapałam mamy telefon i zadzwoniłam pod 112, bo tak mnie uczono w szkole. Opowiedziałam co się stało, chociaż łzy nie przestawały mi lecieć z oczu. Przyjechała karetka, zabrali mamę, a mi udało się namówić, żeby wzięli i nas, bo tata może sie zjawić w domu w każdej chwili, a my się naprawdę boimy. Zabrałam mamy telefon.
To był moment, w którym po raz pierwszy posypał mi się świat.
Ona. Najukochańsza mama. Najwspanialsza, najpiękniejsza. A wtedy leżała na białym łóżku szpitalnym, cała poobijana, blada, bezsilna, bezbronna. Podłączyli ją do jakiś dziwnych urządzeń. Od łóżka przez cały pierwszy dzień jej leżenia w szpitalu nie odchodziłam, bałam się. Bałam się, że ją stracę, że mnie zostawi z ojcem. Musiałam zadzwonić do cioci Uli i jej o wszystkim opowiedzieć.

- A to bydlak.. Przepraszam Emilko, gdzie teraz jesteście? - spytała, gdy jej wszystko opowiedziałam.
- Aktualnie w szpitalu, bałyśmy się wrócić do domu, ciociu, pomóż nam. - zapłakałam jej w słuchawkę.

- Kochaniutka, już do was jadę i zabiorę do siebie dopóki mama nie wydobrzeje. - powiedziała i się rozłączyła.
Po 10 minutach ciocia przyjechała, mówiła, że wujek pojechał do nas po jakieś ubrania, podstawowe rzeczy na ten czas u nich. Było nam u niej dobrze. Ciocia Ula to naprawdę anioł. Szkoda, że nie może mieć swoich dzieci, bo byłaby cudowną matką.
Przez dwa tygodnie mieszkałyśmy u cioci. Rano wozili nas do szkoły na zmiany, raz ona, raz wujek, po południu do szpitala. Wieczory upływały nam na odrabianiu lekcji i wspólnych zabawach. Po tym okresie mama wyszła ze szpitala.
Podjęła najważniejszą decyzję na tamten okres...
Da mu jeszcze jedną szansę, ostatnią podobno. Nie potrafiłam zrozumieć jej decyzji,
Możecie mi wierzyć lub nie, wtedy jako 12-letnia  dziewczynka czułam, że grunt mi się sypie pod nogami. Zostałam pozbawiona jakiejkolwiek nadziei na to, że coś się zmieni. Wręcz przeciwnie, czułam, że to co zrobił mamie to dopiero początek..




_______________________________________________________________


O i tak, napisałam pierwszy rozdział, czekam na wasze opinie w komentarzach, może będę to kontynuować. Trochę i tak mi ten rozdział nie wyszedł..

Do następnego!


niedziela, 15 listopada 2015

15.11.


Siemanko!

Tak więc od czego by tu zacząć.
Przede wszystkim przepraszam moich wiernych czytelników (tak podobno tacy są, wow) za to, że nie pisałam tu już no prawie 2 miesiące, szmat czasu. Natomiast jeszcze na początku mam pytanie, bo wiem, że jak zadam je na końcu to nikt go nie przeczyta, smutne, ale prawdziwe.
Mam pomysł, żeby dodać tutaj pewne opowiadanie pisane przeze mnie, lecz nie jestem pewna, czy powinnam, może jakaś pomoc, to znaczy, liczę, że ktoś się odezwie, odpowiadając na to pytanie.
http://ask.fm/HahKasia <---- tu czekam na opinie odnośnie opowiadania i wszelkie pytania.. 
No, ale mniejsza. Do rzeczy.
Po pierwsze, muszę wytłumaczyć pokrótce czemu mnie tu nie było tak długo. Oczywiście trochę brakowało mi czasu, wyjścia z przyjaciółmi, znajomymi, w tygodniu nauka, nawet przesiadywanie na asku, fejsie powoli ograniczam. A ostatnio zabrałam się właśnie za pisanie opowiadań, przeczytałam masę książek, zatraciłam się w muzyce i zaczęłam się zmieniać, pod każdym względem.
Ostatni czas minął mi przede wszystkim na nauce, początek roku gdy to olałam sobie trochę sprawę nauki niestety zaowocował złymi ocenami, więc musiałam wszystko po nadrabiać poprawić, udało się, dlatego też jestem z siebie strasznie dumna. I chyba na moim imieniu kończy się lista osób dumnych ze mnie. 
Oprócz nauki, tak jak już wspomniałam dużo czasu spędzałam z przyjaciółmi, znajomymi. W moim wypadku była to Ola, czasem Kuba, Karol. Jednak najczęściej moja 'blondi'. Było trochę zdjęć, aczkolwiek nie jestem pewna, czy mój internet pozwoli mi , żeby tu cokolwiek dodać. Wiem jednak , że mam najlepszych przyjaciół pod słońcem . <3 
Zmieniłam się, obcięłam włosy, wyciszyłam się, dużo czytam, piszę, zaczęłam się uczyć, ale niestety zaczęłam też więcej pić i moje emocje ostatnio są strasznie zachwiane. Staram się opanowywać, jednak w domu staje się coraz bardziej 'nieznośna' (?). 
Sytuacja z T. 
Cóż, jest spokojnie, tak? Ale niestety dla mnie to jeszcze gorsze niż to co robi zawsze. 
Nie potrafię znieść tego udawania, że tak bardzo go kocham. 
Ostatnio dwóm osobom przyznałam się do pewnych myśli, które nawiedzają mnie ostatnio bardzo często niestety. Najgorsze jest to, ze zaczynam się ich bać, jeśli mam być w zupełności szczera.
Poznałam też ostatnio się na mojej młodszej siostrze, przyznaje, nikt nie ma lepszej młodszej siostry niż ja, amen! 
Nie dam rady nic więcej dziś napisać chyba, ale błagam, powiedzcie mi, że moge tu pisać to opowiadanie, a nie o sobie, bo za bardzo się otwieram..

A teraz pare fotek z Karolą <3



















Do następnego!