poniedziałek, 23 listopada 2015

Rozdział II

Siemanko!


Sytuacja z moim zdrowiem i emocjami się pokomplikowała, ale kocham moje bluzy i cudownie. Weekend zaliczam do udanych. To na tyle. Pozdrawiam czytających, kolejne rozdziały dodaję.

"Dorastanie"


W wieku czternastu lat zostałam pozbawiona wszystkich czuć. Stałam się typową zimną osobą, bez serca. W sercu gdzieś tam na samym dnie tliła się miłość do matki, do siostry, która była ze mną cały czas i stałyśmy za sobą murem.Ojciec dosłownie katował mamę, która z dnia na dzień miewała coraz mniej siły. Zaczynałam się poważnie o nią bać. Przecież mógł ją.. Tak, zabić. Tego się strasznie bałam. Jednak znów w moje właśnie czternaste urodziny zaczął awanturę.
Muszę przyznać, że mama zrezygnowała z tortu, prezentów, nawet głupiego sto lat nie usłyszałam. Niestety, podczas składanie mi najzwyczajniejszych w świecie życzeń, bo to jeszcze mogła zrobić, ojciec wpadł do domu.
- Co tu się znowu wyprawia? Już powiedziałem, że ten gówniarz nie zasługuje na żadne urodziny, czy czegoś nie zrozumiałaś? - wprost wykrzyczał do mamy.

- Zrozumiałam, nie świętujemy urodzin Emilii. - odpowiedziała obojętnie.
- Nie wierzę, że ten bachor się urodził! Nie musiałaś odstawiać tych jebanych leków! Wtedy nie byłoby kłopotu! Ten gówniarz na nic nie zasługuje, powinna już dawno stąd wypierdalać, nikt jej tu nie chce! - wykrzyczał.

Wszystko we mnie pękło. Dowiedziałam się przecież, że mało brakło a by mnie nie było tutaj. Przeszło mi przez myśl "może tak byłoby faktycznie lepiej?". Przecież nie musiałabym się z nim męczyć, ale z drugiej strony Julka, wtedy to ona by to wszystko słyszała, a tego nie chciałam, naprawdę.
- Myślisz, że jak jesteś pijany, to Ci wszystko wolno? - wykrzyknęłam.
- Emilia... - mama próbowała mnie powstrzymać.
- Nie mamo, ktoś musi mu to wreszcie powiedzieć! Możesz sobie gadać co chcesz, dla mnie ojcem nie jesteś, nie byłeś i nie będziesz nigdy w życiu! Nienawidzę Cię, rozumiesz! - rozpłakałam się i chciałam uciec na zewnątrz, lecz mnie zatrzymał.
- O ty smarkulo! - krzyknął.

I wtedy stało się to, czego sie nawet nie spodziewałam. Uderzył mnie. Postałam od niego w twarz. To zabolało stokrotnie bardziej niż jego słowa. Czułam się jak śmieć, nic nie warty.
- Może ty też mnie nie chcesz, co? Powiedz mi to, no mów! - krzyknęłam do mamy.
Tym razem wybiegłam. Prosto przed siebie, aż wpadłam na pewną dziewczynę, mieszkała po sąsiedzku, znałam ją ze szkoły, lecz przez sytuacje z ojcem, nikogo bliżej w szkole nie znałam. Wygadałam się jej, chociaż aktualnie zdaję sobie sprawę, że było to wariactwo. Zdobyłam przyjaciółkę. Prawdziwą, jedyną, a i ja byłam jej jedyną przyjaciółką.
Od tego incydentu w moje urodziny było tylko gorzej. Czułam się jak na loterii, złej loterii. Bił nas na zmianę, no albo zależało to od jego humoru.
Rok później, gdy miałam już 15 lat oberwałam zdecydowanie gorzej niż zazwyczaj. Spałam sobie spokojnie w pokoju moim i Julki, gdy nagle wpadł rozwścieczony i zaczął mnie z całej siły kopać w brzuch. Cholernie mnie wszystko bolało. W końcu straciłam przytomność i wylądowałam w szpitalu. Karolina, bo tak nazywała się moja przyjaciółka, codziennie odwiedzała mnie w szpitalu. Oprócz  niej pojawiała się  ciocia Ula razem z Julką. Mama była kilka razy, lecz tylko u lekarza, do mnie nigdy nie wstąpiła. Zaczęłam myśleć, że ona też mnie nie chce. Pobyt w szpitalu miał trwać trzy dni. Ja jednak postanowiłam robić wszystko, żeby trzymali mnie tam jak najdłużej. Udało się być tam tydzień. Było to zdecydowanie najlepsze co mnie spotkało. Po wyjściu do domu ojciec się zmienił. Przestał pić, wracał do domu trzeźwy.. Zaczęłam żyć jak normalna nastolatka.

_________________

Jak myślicie, na długo Emilka będzie cieszyć się ojcem, który nie pije? Czy może będzie to tylko na chwilę?  Zostawiam was z tym rozdziałem, następny będzie trochę bardziej optymistyczny i pokaże się pewna nowa osoba, ON. 

Do następnego!


czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział I.

Siemanko!

Dziś zaczynam opowiadanie, nie wiem co z tego wyjdzie, ale no zobaczymy, po dodaniu pierwszego rozdziału, no i waszym odzewie, o ile taki będzie, będę kontynuować, jeśli nie będzie odzewu, usunę i nie skończę. :)))
Tak więc zaczynamy !

"Dzieciństwo"


Moją historię na pewno muszę zacząć właśnie od tego momentu.Od dzieciństwa, złego dzieciństwa przesączonego łzami, bólem i strachem. Wszystko rozpoczęło się w sumie, gdy miałam pięć lat, byłam malutkim dzieckiem. Wcześnie wysłano mnie do przedszkola, mówię, że wcześnie, ponieważ mało które dzieci już w tym wieku były tam wysyłane. Przynajmniej w moim otoczeniu było to bardzo rzadkie. W tamtym momencie nie docierało do mnie, że powoli coś w naszej rodzinie się zaczyna dziać, coś złego. W ciągu roku zaczęły się zmiany.. Oczywiście ja, jako sześcioletnia dziewczynka zaczynałam dużo pytać, dociekać, byłam bardzo ciekawska, co mojemu ojcu zdecydowanie się nie podobało. Wracał późnym wieczorem do domu, mama mówiła, że jest zmęczony, po czym udawali się do swojej sypialni, z której było słychać odgłosy awantur, krzyki. Po skończeniu siedmiu lat zauważyłam, że tata wraca do domu pod wpływem alkoholu. Dni gdy był trzeźwy, albo nie kłócił się z mamą nie było już  wcale. Starałyśmy się wynosić raz na jakiś czas z domu. Mama zabierała mnie i moją młodszą o trzy latka siostrę do którejś z cioć choćby na dobę. Nazywałam sobie w duchu te dni wakacjami, które bardzo lubiłam, były spokojne, ciche. Cieszyłam się na pobyty poza domem. Ciocie zawsze były takie kochane, przynosiły mi i Julce śniadanie do łóżka, pozwalały bawić się na podwórku bardzo długo oraz bezczynnie siedzieć przed telewizorem. Niestety w domu musiałyśmy cały czas cichutko siedzieć w swoim pokoiku, tylko raz na tydzień wychodziłyśmy sobie do parku na plac zabaw.
Skończyłam 11 lat, lecz nic się nie poprawiło, wręcz przeciwnie, zrobiło się jeszcze gorzej. Codziennością stały się powroty ojca dopiero około godziny 23.00, oczywiście, to, że pił wcale się nie zmieniło. Późne pory jego powrotu nie pomagały nam w niczym, trzeba było na niego czekać, nie mogłyśmy iść spać, bo gdy przyszedł to zawsze znajdował dla nas jakąś robotę. Trzeba było mu podać obiad, uprać ciuchy, zrobić jakąś papierkową robotę na jutro. Nic nie obchodziło go to, że mam 11 lat, a Julka 9, uważał, że powinnyśmy od małego uczyć się tego co nam się przyda w dorosłym życiu. Wszystkie literki i cyferki zlewały mi się w jedno, bo zabierałam też prace Julki, żeby chociaż ona mogła spokojnie się wyspać i do szkoły iść wypoczęta. Codzienne awantury nie znikły. Tata czepiał się mamy o wszystko, że obiad za zimny, że zła potrawa, bo on chciał inną, że koszula niewyprasowana, że jakiś paproch leży na stole, różne głupoty. Ale nie przeszkadzało mu to, musiał na nią krzyczeć.. Do czasu..
Świętowałam swoje 12 urodziny. Mama zrobiła mi tort, zaśpiewała mi sto lat i kupiła prezent. Nic specjalnego, zwykłego misia i trochę słodyczy. Na tamten okres miałam takiego swojego przyjaciela, z którym mogłam o wszystkim pogadać. Ojciec wrócił wcześniej z pracy i zobaczył, że coś świętujemy. Oczywiście o moich urodzinach nie pamiętał, kompletnie go to nie obchodziło. Był zdenerwowany, chyba coś w pracy poszło nie tak, więc gdy zobaczył nasze uśmiechnięte twarze wpadł w szał.
- A co wy wyprawiacie? Darmozjady jedne, ja ciężko pracuje od rana do wieczora, a wy tu jakieś balangi urządzacie ? I to jeszcze z jakiego powodu, że jakiś bachor ma urodziny ? - krzyczał, wystraszyłam się.
- Uspokój się, Emilka ma 12 urodziny, chciałam jej coś podarować, uczcić jej urodziny. - odpowiedziała mama.
- Gówno prawda, zgadałyście się przeciwko mnie, będziecie wydawać moje pieniądze na jakieś durnoty! - i w tym momencie uderzył w stół, po czym przewrócił mój tort na ziemię. Rozpłakałam się, nie zdążyłam nawet zdmuchnąć świeczek. Mama próbowała coś powiedzieć, lecz on jej przerwał, uderzył ją, po raz pierwszy. Widziałam jej strach w oczach, a ojciec widział go w nas wszystkich. Wiedział, że i ja, i mama, i Julka się boimy, miał nad nami przewagę.
Myślałam, że mama jest silną osobą, że kolejny raz nie da się uderzyć. Niestety przeliczyłam się, uderzył ją drugi, trzeci, czwarty, dziesiąty raz. Aż pewnego dnia pobił ją do takiego stopnia, że straciła przytomność. Wyszedł z domu po tym co zrobił. Julka płakała, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Złapałam mamy telefon i zadzwoniłam pod 112, bo tak mnie uczono w szkole. Opowiedziałam co się stało, chociaż łzy nie przestawały mi lecieć z oczu. Przyjechała karetka, zabrali mamę, a mi udało się namówić, żeby wzięli i nas, bo tata może sie zjawić w domu w każdej chwili, a my się naprawdę boimy. Zabrałam mamy telefon.
To był moment, w którym po raz pierwszy posypał mi się świat.
Ona. Najukochańsza mama. Najwspanialsza, najpiękniejsza. A wtedy leżała na białym łóżku szpitalnym, cała poobijana, blada, bezsilna, bezbronna. Podłączyli ją do jakiś dziwnych urządzeń. Od łóżka przez cały pierwszy dzień jej leżenia w szpitalu nie odchodziłam, bałam się. Bałam się, że ją stracę, że mnie zostawi z ojcem. Musiałam zadzwonić do cioci Uli i jej o wszystkim opowiedzieć.

- A to bydlak.. Przepraszam Emilko, gdzie teraz jesteście? - spytała, gdy jej wszystko opowiedziałam.
- Aktualnie w szpitalu, bałyśmy się wrócić do domu, ciociu, pomóż nam. - zapłakałam jej w słuchawkę.

- Kochaniutka, już do was jadę i zabiorę do siebie dopóki mama nie wydobrzeje. - powiedziała i się rozłączyła.
Po 10 minutach ciocia przyjechała, mówiła, że wujek pojechał do nas po jakieś ubrania, podstawowe rzeczy na ten czas u nich. Było nam u niej dobrze. Ciocia Ula to naprawdę anioł. Szkoda, że nie może mieć swoich dzieci, bo byłaby cudowną matką.
Przez dwa tygodnie mieszkałyśmy u cioci. Rano wozili nas do szkoły na zmiany, raz ona, raz wujek, po południu do szpitala. Wieczory upływały nam na odrabianiu lekcji i wspólnych zabawach. Po tym okresie mama wyszła ze szpitala.
Podjęła najważniejszą decyzję na tamten okres...
Da mu jeszcze jedną szansę, ostatnią podobno. Nie potrafiłam zrozumieć jej decyzji,
Możecie mi wierzyć lub nie, wtedy jako 12-letnia  dziewczynka czułam, że grunt mi się sypie pod nogami. Zostałam pozbawiona jakiejkolwiek nadziei na to, że coś się zmieni. Wręcz przeciwnie, czułam, że to co zrobił mamie to dopiero początek..




_______________________________________________________________


O i tak, napisałam pierwszy rozdział, czekam na wasze opinie w komentarzach, może będę to kontynuować. Trochę i tak mi ten rozdział nie wyszedł..

Do następnego!


niedziela, 15 listopada 2015

15.11.


Siemanko!

Tak więc od czego by tu zacząć.
Przede wszystkim przepraszam moich wiernych czytelników (tak podobno tacy są, wow) za to, że nie pisałam tu już no prawie 2 miesiące, szmat czasu. Natomiast jeszcze na początku mam pytanie, bo wiem, że jak zadam je na końcu to nikt go nie przeczyta, smutne, ale prawdziwe.
Mam pomysł, żeby dodać tutaj pewne opowiadanie pisane przeze mnie, lecz nie jestem pewna, czy powinnam, może jakaś pomoc, to znaczy, liczę, że ktoś się odezwie, odpowiadając na to pytanie.
http://ask.fm/HahKasia <---- tu czekam na opinie odnośnie opowiadania i wszelkie pytania.. 
No, ale mniejsza. Do rzeczy.
Po pierwsze, muszę wytłumaczyć pokrótce czemu mnie tu nie było tak długo. Oczywiście trochę brakowało mi czasu, wyjścia z przyjaciółmi, znajomymi, w tygodniu nauka, nawet przesiadywanie na asku, fejsie powoli ograniczam. A ostatnio zabrałam się właśnie za pisanie opowiadań, przeczytałam masę książek, zatraciłam się w muzyce i zaczęłam się zmieniać, pod każdym względem.
Ostatni czas minął mi przede wszystkim na nauce, początek roku gdy to olałam sobie trochę sprawę nauki niestety zaowocował złymi ocenami, więc musiałam wszystko po nadrabiać poprawić, udało się, dlatego też jestem z siebie strasznie dumna. I chyba na moim imieniu kończy się lista osób dumnych ze mnie. 
Oprócz nauki, tak jak już wspomniałam dużo czasu spędzałam z przyjaciółmi, znajomymi. W moim wypadku była to Ola, czasem Kuba, Karol. Jednak najczęściej moja 'blondi'. Było trochę zdjęć, aczkolwiek nie jestem pewna, czy mój internet pozwoli mi , żeby tu cokolwiek dodać. Wiem jednak , że mam najlepszych przyjaciół pod słońcem . <3 
Zmieniłam się, obcięłam włosy, wyciszyłam się, dużo czytam, piszę, zaczęłam się uczyć, ale niestety zaczęłam też więcej pić i moje emocje ostatnio są strasznie zachwiane. Staram się opanowywać, jednak w domu staje się coraz bardziej 'nieznośna' (?). 
Sytuacja z T. 
Cóż, jest spokojnie, tak? Ale niestety dla mnie to jeszcze gorsze niż to co robi zawsze. 
Nie potrafię znieść tego udawania, że tak bardzo go kocham. 
Ostatnio dwóm osobom przyznałam się do pewnych myśli, które nawiedzają mnie ostatnio bardzo często niestety. Najgorsze jest to, ze zaczynam się ich bać, jeśli mam być w zupełności szczera.
Poznałam też ostatnio się na mojej młodszej siostrze, przyznaje, nikt nie ma lepszej młodszej siostry niż ja, amen! 
Nie dam rady nic więcej dziś napisać chyba, ale błagam, powiedzcie mi, że moge tu pisać to opowiadanie, a nie o sobie, bo za bardzo się otwieram..

A teraz pare fotek z Karolą <3



















Do następnego!