niedziela, 20 września 2015

20.09.15

Siemanko!

Witam was kochani po długiej, prawie miesięcznej przerwie.
Czym była spowodowana? Oczywiście wiadomo, rozpoczęcie roku szkolnego, wyjazd mamy, ogrom meczy, dużo chorowałam, a i nie miałam jakoś motywacji, żeby na bloga wejść i coś napisać. Ale nadszedł ten dzień, gdy po prostu aż mnie palce pieką, żeby coś naskrobać, naprawdę mi tego potrzeba. Tak więc po kolei.
Rozpoczęcie roku szkolnego. Oczywiście jak dla każdego nastolatka nie jest to zbyt miła data. Przyznaję, dla mnie również. Nie skakałam z radości z faktu, że przez kolejne 10 miesięcy trzeba będzie się uczyć, wstawać wcześnie rano, wszystko podporządkowywać szkole. No, ale cóż, każdy kiedyś musi to przejść, więc bez narzekania, ani się obejrzymy, a wakacje znów zawitają. Jak to już na mnie przystało, początek roku, a ja już 2 tygodnie wolnego. Brawo Kasiu, brawo! Ale o tym później. Odpadło mi w tym roku sporo przedmiotów. Historia, wos, geografia, fizyka, chemia między innymi tym przedmiotom powiedziałam bay, bay. Doszło mi kilka nowych przedmiotów, więcej praktyki, czyli gotowania na kuchni. Wreszcie zmieniono nam nauczycielkę od praktyk właśnie, no i z tego powodu nie płaczę, lecz, wręcz przeciwnie cholernie się cieszę. W sumie co do rozpoczęcia roku szkolnego to już chyba tyle.
Wyjazd mamy. W środę mama wyjechała do Włoch, prawdopodobnie na 3 tygodnie, mam nadzieję, że nie na dłużej. Najedliśmy się wszyscy przez ten wyjazd strachu. Mama nie dawała znaku czy dojechała, nie dzwoniła, nie pisała, nic. A tu patrzę, wiadomości lecą, no i mówią o wypadku busa polskiego, który jechał do Włoch, na tarnobrzeskiej rejestracji. Jechały tam 4 kobiety, co zgadzało się z  liczbą kobiet u mamy w busie. Jedna zginęła. Wyobraźcie sobie moje przerażenie, gdy na zdjęciach była walizka taka jak mamy. Nie do opisania. Strach mnie taki ogarnął, łzy w oczach momentalnie, nie mogłam się ruszyć, zamarłam. Na szczęście godzinę później dostałam telefon. Od mamy. Nic jej nie jest, dojechała cała i zdrowa, tylko sms z informacją o tym nie dotarł do nas. Poczułam wtedy taką ulgę, jak nigdy w życiu. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby jej się coś stało. Naprawdę nie mam pojęcia. Mimo wszystko, jest najważniejszą osobą w moim życiu.
Ogrom meczy. Oczywiście, nie mogło zabraknąć tematu meczów podczas pisania tutaj. Puchar świata pełną parą, niestety pory meczy.. Brak komentarza z mojej strony. W weekendy o 5 rano, w dzień szkolny o 10, ludzie, co to ma być? Ja rozumiem, inne strefy czasowe, rozumiem Japonia, ale no kurcze.. Na szczęście, pod tym względem, że siedziałam w domu i mogłam oglądać. Jednak to, że wstawałam o 5 rano nie obeszło się bez echa, normalne. Niektórzy twierdzili, że chore jest to wczesne wstawanie dla "głupiego meczu". A tu wam powiem, ja to kocham, to nie są głupie mecze, tylko cholernie ważne mecze. Kocham to i będę wstawać nawet o 3 w nocy, żeby tylko mecz obejrzeć! A wam nic do tego. Aktualnie mamy komplet zwycięstw, jutro czeka nas walka z USA (niestety nie obejrzę), skazana jestem na powtórkę. Mam nadzieję, na pokonanie Amerykanów, szczególnie, że wypada to w rok po zdobyciu Mistrzostwa Świata. Data mówi sama za siebie, zwyciężymy, mam nadzieję! Potem czeka nas pojedynek z Japonią, oraz ostatni mecz, z Wochami o 3.30, oczywiście wstanę! Będę oglądać, a co!
Dużo chorowałam. Oczywiście, moje problemy zdrowotne zaczęły się już pod koniec wakacji po komplikacjach związanych z wyrywaniem zęba. Aktualnie będąc u lekarza niecały tydzień temu dowiedziałam się, że mam zapalenie zatok. Katar jest okropny, zawroty głowy jeszcze gorsze. Na domiar złego dziś doszło do tego gardło, nie mogę za bardzo mówić. Do tego niepokoi mnie to co się dzieje z moją pamięcią. Muszę zapisywać na kartce co mam do zrobienia bo zapominam. Przykładowo myślę sobie, pójdę do kuchni zrobię sobie kanapkę. Po czym idę do kuchni, a w kuchni już nie wiem co mam robić. I to nie są sporadyczne przypadki, tylko każda decyzja się tak kończy. Cóż, gdy mama wróci zapewne skonsultujemy to ze specjalistą, o ile do tej pory mi to nie minie.
No i w skrócie już opisałam to co się działo ze mną fizycznie. Teraz pora by napisać coś o tym jak czuję się psychicznie, jednak nie wiem, czy to odpowiedni moment.
Nie jest dobrze. Nie jest, nie było i nie sądzę, żeby szybko było dobrze. W mojej głowie, w moim sercu, w mojej duszy. Wszędzie czuję jedną wielką pustkę. Czuję się bezradna w związku z T. Płaczę co wieczór, płaczę co rano. Nie potrafię się opanować niekiedy. Stałam się z dnia na dzień taką cichszą wersją mnie, bardziej dyplomatyczną, spokojną, mądrzejszą. Ja to zauważam, w domu wszyscy to zauważają, w domu panuje cisza, nikt się nie wygłupia, nie śpiewa, nie robi kawałów, nie opowiada dowcipów. Wiem jednak, że muszę to wszystko przetrwać. Postanowiłam, że muszę dążyć do perfekcji. Pod każdym względem. Mało kto mnie dostrzega, to jak będę perfekcyjna, na pewno to się nie zmieni, ale ja będę zadowolona. Chociaż tyle. Moje jedzenie ogranicza się ostatnio do kolacji, nie mogę wmusić w siebie jakoś obiadów, mięsa, ziemniaków, a tfu.
Pozytywnym aspektem ostatnich dni jest pogodzenie się z P. Strasznie mi brakowało jej w moim życiu, mimo wszystkich kłótni, naprawdę strasznie szkoda mi było tych 3 lat. Wiem, że będzie to czytać, więc serdecznie ją w tym momencie ściskam, całuję i pozdrawiam!
Poza tym, zaczęłam na poważnie myśleć co to będzie dalej. Myślę sobie " Kurczę, Kaśka, za 4 miesiące kończysz 18 lat, jak ty sobie wyobrażasz dalsze życie? Jak wyobrażasz sobie przyszłość?". Otóż nie ma na te pytania odpowiedzi. Nie wyobrażam sobie przyszłości, nie wiem co będzie ze mną dalej. Jeżeli on będzie dalej niszczył mi psychikę, to kiedyś wysiądę z tego pociągu. Nikomu nic nie mówiąc. Po prostu zniknę. Może wrócę, może nie. Tego nie będzie wiedział nikt, nawet ja.
A tymczasem, dziękuję za uwagę.

Do następnego!