sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział III

Siemanko!

Na początku kilka słów ode mnie. Muszę was przeprosić za długą przerwę w dodawaniu rozdziałów. Czym było to spowodowane? Oczywiście, dużo nauki, bo zbliża się okres wystawiania ocen, więc trzeba wszystko poprawiać, żeby średnia jakoś wyglądała. Poza tym nie czułam się na siłach by pisać, mam nadzieję, że będzie mi to wybaczone. :)
Pączuś, doczekałaś się parta, który będzie trochę weselszy :*

"On."


Poznałam go na zawodach sportowych, które rozgrywały się w naszej szkole. Siedział wtedy na trybunach, przyglądał się jak gram razem z moją drużyną. Czekał  aż zawody się skończą, bo miały być wtedy ogłaszane wyniki. W naszej drużynie pełniłam funkcję przyjmującej. Starałam się dawać z siebie wszystko na treningach, więc zawsze znajdowałam się w pierwszym składzie drużyny. Siatkówce oddawałam się w pełni. Była to dla mnie ucieczka od wszystkich problemów, a przede wszystkim od ojca. Treningi pozwalały mi zapomnieć, a poza tym nie musiałam przebywać w domu i patrzeć na ojca. Trenowałam razem z Karolą, więc miałam dodatkową podporę, wsparcie. Wpadłam na niego właśnie po wygranym meczu. Wychodziłam sobie z hali sportowej, nie zauważyłam go, bądź on mnie, no nie wiem jak to dokładnie było. 
- Hej. - odezwał się wyciągając do mnie dłoń.

- Mógłbyś z łaski swojej uważać na to jak chodzisz? - odburknęłam, nie podałam mu nawet dłoni. Odwróciłam się i poszłam w kierunku szatni. Wyraźnie go to speszyło, zamurowało.
Był wysokim, przystojnym brunetem o brązowych oczach. Znałam go już z widzenia, często mijaliśmy się na treningach, jego drużyna trenowała na naszej hali. Ja z niej wychodziłam, on wchodził.
- Ej, nie chciałem, to był przypadek, nie musisz się tak unosić. - krzyknął za mną, chyba nabrał ochoty, żeby się ze mną kłócić. Ja jednak zdecydowanym krokiem ruszyłam do szatni. Jakoś nie miałam ochoty na jakiekolwiek bliższe kontakty z chłopakami. Nie ufałam im, zresztą nie ma co się dziwić.Mimo wszystko, odkąd mijałam się z nim bez słowa coś mnie do niego ciągnęło, chciałam do niego zagadać, ale się bałam tego, że mogę później się przed nim otworzyć.  Natomiast dziś, gdy to on się do mnie pierwszy odezwał stchórzyłam, wolałam udać niedostępną, wredną sukę po prostu. Oczywiście Karolina obserwująca tą sytuację, gdy tylko odeszłam podeszła do niego i zaczęła z nim rozmawiać, przysłuchiwałam się temu zza uchylonych drzwi szatni. 
- Hej, jestem Karolina, a dziewczyna, do której przed chwilą próbowałeś zagadać to Emilka, moja przyjaciółka. Strasznie Cię za nią przepraszam, jest po prostu strasznie zmęczona. - powiedziała dosłownie jednym tchem.
- Za każdym razem, gdy ją widzę chcę do niej zagadać, ale się boję. Gdy dziś się odważyłem po prostu mnie zbyła. Niezbyt ciekawie chyba, prawda? A tak w ogóle nazywam się Kacper, miło mi Cię poznać. - uśmiechnął się do niej. 
- Ej, nie martw się, to nie jest Twoja wina. Z czasem uda Ci się do niej zagadać, nie poddawaj się, jest trudną dziewczyną, ale warto trochę się pomęczyć. - udzieliła mu rady.
- Skoro tak mówisz, no cóż, muszę lecieć już, ale mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy, cześć. 
- Cześć.
Rozeszli się, a Karola zmierzała do szatni, więc szybko zaczęłam się przebierać, żeby się nie zorientowała, że podsłuchiwałam, bo tego nie lubiła.  Jej reakcja wcale mnie nie dziwiła. Przepraszanie ludzi za moje reakcje weszły już jej w krew, tak często to robiła.  Była naprawdę dobrą osobą, zawsze starała się pomagać, nie zwracała uwagi na to komu, byleby pomóc. Weszła do szatni, przebrała się bez słowa i wyszłyśmy na przystanek, aby poczekać na autobus, który miał przyjechać za 30 minut. Rozmowa dotycząca Kacpra okazała się oczywistością.
- Ej, Emi, możesz mi wytłumaczyć, co się dziś wydarzyło? - spytała.
- To znaczy, o co Ci dokładnie chodzi, bo się niezbyt orientuje?
- Zdajesz sobie sprawę, że go olałaś? Wiesz jak on się czuł?
- Jezu, dziewczyno, o kim ty mówisz? - byłam wyraźnie zdezorientowana.
- Mówię o Kacprze, nie udawaj głupiej. - zaczynała się powoli denerwować.
- Jakbym jeszcze wiedziała, o jakiego Kacpra Ci chodzi, to byłoby zajebiście, wiesz?
- A ten chłopak co dziś na Ciebie wpadł? To on się tak nazywa, ale oczywiście panna Emilia nie chciała z nim rozmawiać, bo po co, tak? A pragnę zauważyć, że mamy już listopad, odkąd w październiku zaczęły się treningi to on na każdym naszym był na trybunach i Ci się przyglądał,
- Karola, myślisz, że ja tego nie zauważyłam? Otóż, nie, wiem to bardzo dobrze. Poza tym ostatnio też zaczęłam go obserwować. A nawet muszę Ci się do czegoś przyznać, wiesz.. Ten Kacper, tak? Ostatnio bardzo mnie ciekawi.. - przyznałam się.
- Tak, tak, Kacper. Wytłumacz mi więc, dlaczego tak się zachowujesz w stosunku do niego?
- Nie wiem, nie potrafię być dla niego miła, czy coś w tym stylu.

- Bo co? Bo jest facetem? Emi, musisz wreszcie pokonać tą barierę, zapomnieć tą urazę do mężczyzn. Chociaż w jakimś małym stopniu, proszę Cię, postaraj się. Zagadaj do niego na treningu może co?
- Nie wiem, nie obiecuję.

__________________________________________________________________________

Ta dam, kolejny rozdział dodany. 

Jak myślicie, Emi pokona swoje bariery i zagada do Kacpra?
A co chłopak na to, tym razem on ją oleje, czy może wręcz przeciwnie?Czym spowodowany jest ten uraz do facetów?Odpowiedź na te pytania w najbliższych rozdziałach, więc zapraszam do śledzenia.Info o rozdziałach pojawi się na moim asku : http://ask.fm/HahKasia



Do następnego! 

poniedziałek, 23 listopada 2015

Rozdział II

Siemanko!


Sytuacja z moim zdrowiem i emocjami się pokomplikowała, ale kocham moje bluzy i cudownie. Weekend zaliczam do udanych. To na tyle. Pozdrawiam czytających, kolejne rozdziały dodaję.

"Dorastanie"


W wieku czternastu lat zostałam pozbawiona wszystkich czuć. Stałam się typową zimną osobą, bez serca. W sercu gdzieś tam na samym dnie tliła się miłość do matki, do siostry, która była ze mną cały czas i stałyśmy za sobą murem.Ojciec dosłownie katował mamę, która z dnia na dzień miewała coraz mniej siły. Zaczynałam się poważnie o nią bać. Przecież mógł ją.. Tak, zabić. Tego się strasznie bałam. Jednak znów w moje właśnie czternaste urodziny zaczął awanturę.
Muszę przyznać, że mama zrezygnowała z tortu, prezentów, nawet głupiego sto lat nie usłyszałam. Niestety, podczas składanie mi najzwyczajniejszych w świecie życzeń, bo to jeszcze mogła zrobić, ojciec wpadł do domu.
- Co tu się znowu wyprawia? Już powiedziałem, że ten gówniarz nie zasługuje na żadne urodziny, czy czegoś nie zrozumiałaś? - wprost wykrzyczał do mamy.

- Zrozumiałam, nie świętujemy urodzin Emilii. - odpowiedziała obojętnie.
- Nie wierzę, że ten bachor się urodził! Nie musiałaś odstawiać tych jebanych leków! Wtedy nie byłoby kłopotu! Ten gówniarz na nic nie zasługuje, powinna już dawno stąd wypierdalać, nikt jej tu nie chce! - wykrzyczał.

Wszystko we mnie pękło. Dowiedziałam się przecież, że mało brakło a by mnie nie było tutaj. Przeszło mi przez myśl "może tak byłoby faktycznie lepiej?". Przecież nie musiałabym się z nim męczyć, ale z drugiej strony Julka, wtedy to ona by to wszystko słyszała, a tego nie chciałam, naprawdę.
- Myślisz, że jak jesteś pijany, to Ci wszystko wolno? - wykrzyknęłam.
- Emilia... - mama próbowała mnie powstrzymać.
- Nie mamo, ktoś musi mu to wreszcie powiedzieć! Możesz sobie gadać co chcesz, dla mnie ojcem nie jesteś, nie byłeś i nie będziesz nigdy w życiu! Nienawidzę Cię, rozumiesz! - rozpłakałam się i chciałam uciec na zewnątrz, lecz mnie zatrzymał.
- O ty smarkulo! - krzyknął.

I wtedy stało się to, czego sie nawet nie spodziewałam. Uderzył mnie. Postałam od niego w twarz. To zabolało stokrotnie bardziej niż jego słowa. Czułam się jak śmieć, nic nie warty.
- Może ty też mnie nie chcesz, co? Powiedz mi to, no mów! - krzyknęłam do mamy.
Tym razem wybiegłam. Prosto przed siebie, aż wpadłam na pewną dziewczynę, mieszkała po sąsiedzku, znałam ją ze szkoły, lecz przez sytuacje z ojcem, nikogo bliżej w szkole nie znałam. Wygadałam się jej, chociaż aktualnie zdaję sobie sprawę, że było to wariactwo. Zdobyłam przyjaciółkę. Prawdziwą, jedyną, a i ja byłam jej jedyną przyjaciółką.
Od tego incydentu w moje urodziny było tylko gorzej. Czułam się jak na loterii, złej loterii. Bił nas na zmianę, no albo zależało to od jego humoru.
Rok później, gdy miałam już 15 lat oberwałam zdecydowanie gorzej niż zazwyczaj. Spałam sobie spokojnie w pokoju moim i Julki, gdy nagle wpadł rozwścieczony i zaczął mnie z całej siły kopać w brzuch. Cholernie mnie wszystko bolało. W końcu straciłam przytomność i wylądowałam w szpitalu. Karolina, bo tak nazywała się moja przyjaciółka, codziennie odwiedzała mnie w szpitalu. Oprócz  niej pojawiała się  ciocia Ula razem z Julką. Mama była kilka razy, lecz tylko u lekarza, do mnie nigdy nie wstąpiła. Zaczęłam myśleć, że ona też mnie nie chce. Pobyt w szpitalu miał trwać trzy dni. Ja jednak postanowiłam robić wszystko, żeby trzymali mnie tam jak najdłużej. Udało się być tam tydzień. Było to zdecydowanie najlepsze co mnie spotkało. Po wyjściu do domu ojciec się zmienił. Przestał pić, wracał do domu trzeźwy.. Zaczęłam żyć jak normalna nastolatka.

_________________

Jak myślicie, na długo Emilka będzie cieszyć się ojcem, który nie pije? Czy może będzie to tylko na chwilę?  Zostawiam was z tym rozdziałem, następny będzie trochę bardziej optymistyczny i pokaże się pewna nowa osoba, ON. 

Do następnego!


czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział I.

Siemanko!

Dziś zaczynam opowiadanie, nie wiem co z tego wyjdzie, ale no zobaczymy, po dodaniu pierwszego rozdziału, no i waszym odzewie, o ile taki będzie, będę kontynuować, jeśli nie będzie odzewu, usunę i nie skończę. :)))
Tak więc zaczynamy !

"Dzieciństwo"


Moją historię na pewno muszę zacząć właśnie od tego momentu.Od dzieciństwa, złego dzieciństwa przesączonego łzami, bólem i strachem. Wszystko rozpoczęło się w sumie, gdy miałam pięć lat, byłam malutkim dzieckiem. Wcześnie wysłano mnie do przedszkola, mówię, że wcześnie, ponieważ mało które dzieci już w tym wieku były tam wysyłane. Przynajmniej w moim otoczeniu było to bardzo rzadkie. W tamtym momencie nie docierało do mnie, że powoli coś w naszej rodzinie się zaczyna dziać, coś złego. W ciągu roku zaczęły się zmiany.. Oczywiście ja, jako sześcioletnia dziewczynka zaczynałam dużo pytać, dociekać, byłam bardzo ciekawska, co mojemu ojcu zdecydowanie się nie podobało. Wracał późnym wieczorem do domu, mama mówiła, że jest zmęczony, po czym udawali się do swojej sypialni, z której było słychać odgłosy awantur, krzyki. Po skończeniu siedmiu lat zauważyłam, że tata wraca do domu pod wpływem alkoholu. Dni gdy był trzeźwy, albo nie kłócił się z mamą nie było już  wcale. Starałyśmy się wynosić raz na jakiś czas z domu. Mama zabierała mnie i moją młodszą o trzy latka siostrę do którejś z cioć choćby na dobę. Nazywałam sobie w duchu te dni wakacjami, które bardzo lubiłam, były spokojne, ciche. Cieszyłam się na pobyty poza domem. Ciocie zawsze były takie kochane, przynosiły mi i Julce śniadanie do łóżka, pozwalały bawić się na podwórku bardzo długo oraz bezczynnie siedzieć przed telewizorem. Niestety w domu musiałyśmy cały czas cichutko siedzieć w swoim pokoiku, tylko raz na tydzień wychodziłyśmy sobie do parku na plac zabaw.
Skończyłam 11 lat, lecz nic się nie poprawiło, wręcz przeciwnie, zrobiło się jeszcze gorzej. Codziennością stały się powroty ojca dopiero około godziny 23.00, oczywiście, to, że pił wcale się nie zmieniło. Późne pory jego powrotu nie pomagały nam w niczym, trzeba było na niego czekać, nie mogłyśmy iść spać, bo gdy przyszedł to zawsze znajdował dla nas jakąś robotę. Trzeba było mu podać obiad, uprać ciuchy, zrobić jakąś papierkową robotę na jutro. Nic nie obchodziło go to, że mam 11 lat, a Julka 9, uważał, że powinnyśmy od małego uczyć się tego co nam się przyda w dorosłym życiu. Wszystkie literki i cyferki zlewały mi się w jedno, bo zabierałam też prace Julki, żeby chociaż ona mogła spokojnie się wyspać i do szkoły iść wypoczęta. Codzienne awantury nie znikły. Tata czepiał się mamy o wszystko, że obiad za zimny, że zła potrawa, bo on chciał inną, że koszula niewyprasowana, że jakiś paproch leży na stole, różne głupoty. Ale nie przeszkadzało mu to, musiał na nią krzyczeć.. Do czasu..
Świętowałam swoje 12 urodziny. Mama zrobiła mi tort, zaśpiewała mi sto lat i kupiła prezent. Nic specjalnego, zwykłego misia i trochę słodyczy. Na tamten okres miałam takiego swojego przyjaciela, z którym mogłam o wszystkim pogadać. Ojciec wrócił wcześniej z pracy i zobaczył, że coś świętujemy. Oczywiście o moich urodzinach nie pamiętał, kompletnie go to nie obchodziło. Był zdenerwowany, chyba coś w pracy poszło nie tak, więc gdy zobaczył nasze uśmiechnięte twarze wpadł w szał.
- A co wy wyprawiacie? Darmozjady jedne, ja ciężko pracuje od rana do wieczora, a wy tu jakieś balangi urządzacie ? I to jeszcze z jakiego powodu, że jakiś bachor ma urodziny ? - krzyczał, wystraszyłam się.
- Uspokój się, Emilka ma 12 urodziny, chciałam jej coś podarować, uczcić jej urodziny. - odpowiedziała mama.
- Gówno prawda, zgadałyście się przeciwko mnie, będziecie wydawać moje pieniądze na jakieś durnoty! - i w tym momencie uderzył w stół, po czym przewrócił mój tort na ziemię. Rozpłakałam się, nie zdążyłam nawet zdmuchnąć świeczek. Mama próbowała coś powiedzieć, lecz on jej przerwał, uderzył ją, po raz pierwszy. Widziałam jej strach w oczach, a ojciec widział go w nas wszystkich. Wiedział, że i ja, i mama, i Julka się boimy, miał nad nami przewagę.
Myślałam, że mama jest silną osobą, że kolejny raz nie da się uderzyć. Niestety przeliczyłam się, uderzył ją drugi, trzeci, czwarty, dziesiąty raz. Aż pewnego dnia pobił ją do takiego stopnia, że straciła przytomność. Wyszedł z domu po tym co zrobił. Julka płakała, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Złapałam mamy telefon i zadzwoniłam pod 112, bo tak mnie uczono w szkole. Opowiedziałam co się stało, chociaż łzy nie przestawały mi lecieć z oczu. Przyjechała karetka, zabrali mamę, a mi udało się namówić, żeby wzięli i nas, bo tata może sie zjawić w domu w każdej chwili, a my się naprawdę boimy. Zabrałam mamy telefon.
To był moment, w którym po raz pierwszy posypał mi się świat.
Ona. Najukochańsza mama. Najwspanialsza, najpiękniejsza. A wtedy leżała na białym łóżku szpitalnym, cała poobijana, blada, bezsilna, bezbronna. Podłączyli ją do jakiś dziwnych urządzeń. Od łóżka przez cały pierwszy dzień jej leżenia w szpitalu nie odchodziłam, bałam się. Bałam się, że ją stracę, że mnie zostawi z ojcem. Musiałam zadzwonić do cioci Uli i jej o wszystkim opowiedzieć.

- A to bydlak.. Przepraszam Emilko, gdzie teraz jesteście? - spytała, gdy jej wszystko opowiedziałam.
- Aktualnie w szpitalu, bałyśmy się wrócić do domu, ciociu, pomóż nam. - zapłakałam jej w słuchawkę.

- Kochaniutka, już do was jadę i zabiorę do siebie dopóki mama nie wydobrzeje. - powiedziała i się rozłączyła.
Po 10 minutach ciocia przyjechała, mówiła, że wujek pojechał do nas po jakieś ubrania, podstawowe rzeczy na ten czas u nich. Było nam u niej dobrze. Ciocia Ula to naprawdę anioł. Szkoda, że nie może mieć swoich dzieci, bo byłaby cudowną matką.
Przez dwa tygodnie mieszkałyśmy u cioci. Rano wozili nas do szkoły na zmiany, raz ona, raz wujek, po południu do szpitala. Wieczory upływały nam na odrabianiu lekcji i wspólnych zabawach. Po tym okresie mama wyszła ze szpitala.
Podjęła najważniejszą decyzję na tamten okres...
Da mu jeszcze jedną szansę, ostatnią podobno. Nie potrafiłam zrozumieć jej decyzji,
Możecie mi wierzyć lub nie, wtedy jako 12-letnia  dziewczynka czułam, że grunt mi się sypie pod nogami. Zostałam pozbawiona jakiejkolwiek nadziei na to, że coś się zmieni. Wręcz przeciwnie, czułam, że to co zrobił mamie to dopiero początek..




_______________________________________________________________


O i tak, napisałam pierwszy rozdział, czekam na wasze opinie w komentarzach, może będę to kontynuować. Trochę i tak mi ten rozdział nie wyszedł..

Do następnego!


niedziela, 15 listopada 2015

15.11.


Siemanko!

Tak więc od czego by tu zacząć.
Przede wszystkim przepraszam moich wiernych czytelników (tak podobno tacy są, wow) za to, że nie pisałam tu już no prawie 2 miesiące, szmat czasu. Natomiast jeszcze na początku mam pytanie, bo wiem, że jak zadam je na końcu to nikt go nie przeczyta, smutne, ale prawdziwe.
Mam pomysł, żeby dodać tutaj pewne opowiadanie pisane przeze mnie, lecz nie jestem pewna, czy powinnam, może jakaś pomoc, to znaczy, liczę, że ktoś się odezwie, odpowiadając na to pytanie.
http://ask.fm/HahKasia <---- tu czekam na opinie odnośnie opowiadania i wszelkie pytania.. 
No, ale mniejsza. Do rzeczy.
Po pierwsze, muszę wytłumaczyć pokrótce czemu mnie tu nie było tak długo. Oczywiście trochę brakowało mi czasu, wyjścia z przyjaciółmi, znajomymi, w tygodniu nauka, nawet przesiadywanie na asku, fejsie powoli ograniczam. A ostatnio zabrałam się właśnie za pisanie opowiadań, przeczytałam masę książek, zatraciłam się w muzyce i zaczęłam się zmieniać, pod każdym względem.
Ostatni czas minął mi przede wszystkim na nauce, początek roku gdy to olałam sobie trochę sprawę nauki niestety zaowocował złymi ocenami, więc musiałam wszystko po nadrabiać poprawić, udało się, dlatego też jestem z siebie strasznie dumna. I chyba na moim imieniu kończy się lista osób dumnych ze mnie. 
Oprócz nauki, tak jak już wspomniałam dużo czasu spędzałam z przyjaciółmi, znajomymi. W moim wypadku była to Ola, czasem Kuba, Karol. Jednak najczęściej moja 'blondi'. Było trochę zdjęć, aczkolwiek nie jestem pewna, czy mój internet pozwoli mi , żeby tu cokolwiek dodać. Wiem jednak , że mam najlepszych przyjaciół pod słońcem . <3 
Zmieniłam się, obcięłam włosy, wyciszyłam się, dużo czytam, piszę, zaczęłam się uczyć, ale niestety zaczęłam też więcej pić i moje emocje ostatnio są strasznie zachwiane. Staram się opanowywać, jednak w domu staje się coraz bardziej 'nieznośna' (?). 
Sytuacja z T. 
Cóż, jest spokojnie, tak? Ale niestety dla mnie to jeszcze gorsze niż to co robi zawsze. 
Nie potrafię znieść tego udawania, że tak bardzo go kocham. 
Ostatnio dwóm osobom przyznałam się do pewnych myśli, które nawiedzają mnie ostatnio bardzo często niestety. Najgorsze jest to, ze zaczynam się ich bać, jeśli mam być w zupełności szczera.
Poznałam też ostatnio się na mojej młodszej siostrze, przyznaje, nikt nie ma lepszej młodszej siostry niż ja, amen! 
Nie dam rady nic więcej dziś napisać chyba, ale błagam, powiedzcie mi, że moge tu pisać to opowiadanie, a nie o sobie, bo za bardzo się otwieram..

A teraz pare fotek z Karolą <3



















Do następnego!

niedziela, 20 września 2015

20.09.15

Siemanko!

Witam was kochani po długiej, prawie miesięcznej przerwie.
Czym była spowodowana? Oczywiście wiadomo, rozpoczęcie roku szkolnego, wyjazd mamy, ogrom meczy, dużo chorowałam, a i nie miałam jakoś motywacji, żeby na bloga wejść i coś napisać. Ale nadszedł ten dzień, gdy po prostu aż mnie palce pieką, żeby coś naskrobać, naprawdę mi tego potrzeba. Tak więc po kolei.
Rozpoczęcie roku szkolnego. Oczywiście jak dla każdego nastolatka nie jest to zbyt miła data. Przyznaję, dla mnie również. Nie skakałam z radości z faktu, że przez kolejne 10 miesięcy trzeba będzie się uczyć, wstawać wcześnie rano, wszystko podporządkowywać szkole. No, ale cóż, każdy kiedyś musi to przejść, więc bez narzekania, ani się obejrzymy, a wakacje znów zawitają. Jak to już na mnie przystało, początek roku, a ja już 2 tygodnie wolnego. Brawo Kasiu, brawo! Ale o tym później. Odpadło mi w tym roku sporo przedmiotów. Historia, wos, geografia, fizyka, chemia między innymi tym przedmiotom powiedziałam bay, bay. Doszło mi kilka nowych przedmiotów, więcej praktyki, czyli gotowania na kuchni. Wreszcie zmieniono nam nauczycielkę od praktyk właśnie, no i z tego powodu nie płaczę, lecz, wręcz przeciwnie cholernie się cieszę. W sumie co do rozpoczęcia roku szkolnego to już chyba tyle.
Wyjazd mamy. W środę mama wyjechała do Włoch, prawdopodobnie na 3 tygodnie, mam nadzieję, że nie na dłużej. Najedliśmy się wszyscy przez ten wyjazd strachu. Mama nie dawała znaku czy dojechała, nie dzwoniła, nie pisała, nic. A tu patrzę, wiadomości lecą, no i mówią o wypadku busa polskiego, który jechał do Włoch, na tarnobrzeskiej rejestracji. Jechały tam 4 kobiety, co zgadzało się z  liczbą kobiet u mamy w busie. Jedna zginęła. Wyobraźcie sobie moje przerażenie, gdy na zdjęciach była walizka taka jak mamy. Nie do opisania. Strach mnie taki ogarnął, łzy w oczach momentalnie, nie mogłam się ruszyć, zamarłam. Na szczęście godzinę później dostałam telefon. Od mamy. Nic jej nie jest, dojechała cała i zdrowa, tylko sms z informacją o tym nie dotarł do nas. Poczułam wtedy taką ulgę, jak nigdy w życiu. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby jej się coś stało. Naprawdę nie mam pojęcia. Mimo wszystko, jest najważniejszą osobą w moim życiu.
Ogrom meczy. Oczywiście, nie mogło zabraknąć tematu meczów podczas pisania tutaj. Puchar świata pełną parą, niestety pory meczy.. Brak komentarza z mojej strony. W weekendy o 5 rano, w dzień szkolny o 10, ludzie, co to ma być? Ja rozumiem, inne strefy czasowe, rozumiem Japonia, ale no kurcze.. Na szczęście, pod tym względem, że siedziałam w domu i mogłam oglądać. Jednak to, że wstawałam o 5 rano nie obeszło się bez echa, normalne. Niektórzy twierdzili, że chore jest to wczesne wstawanie dla "głupiego meczu". A tu wam powiem, ja to kocham, to nie są głupie mecze, tylko cholernie ważne mecze. Kocham to i będę wstawać nawet o 3 w nocy, żeby tylko mecz obejrzeć! A wam nic do tego. Aktualnie mamy komplet zwycięstw, jutro czeka nas walka z USA (niestety nie obejrzę), skazana jestem na powtórkę. Mam nadzieję, na pokonanie Amerykanów, szczególnie, że wypada to w rok po zdobyciu Mistrzostwa Świata. Data mówi sama za siebie, zwyciężymy, mam nadzieję! Potem czeka nas pojedynek z Japonią, oraz ostatni mecz, z Wochami o 3.30, oczywiście wstanę! Będę oglądać, a co!
Dużo chorowałam. Oczywiście, moje problemy zdrowotne zaczęły się już pod koniec wakacji po komplikacjach związanych z wyrywaniem zęba. Aktualnie będąc u lekarza niecały tydzień temu dowiedziałam się, że mam zapalenie zatok. Katar jest okropny, zawroty głowy jeszcze gorsze. Na domiar złego dziś doszło do tego gardło, nie mogę za bardzo mówić. Do tego niepokoi mnie to co się dzieje z moją pamięcią. Muszę zapisywać na kartce co mam do zrobienia bo zapominam. Przykładowo myślę sobie, pójdę do kuchni zrobię sobie kanapkę. Po czym idę do kuchni, a w kuchni już nie wiem co mam robić. I to nie są sporadyczne przypadki, tylko każda decyzja się tak kończy. Cóż, gdy mama wróci zapewne skonsultujemy to ze specjalistą, o ile do tej pory mi to nie minie.
No i w skrócie już opisałam to co się działo ze mną fizycznie. Teraz pora by napisać coś o tym jak czuję się psychicznie, jednak nie wiem, czy to odpowiedni moment.
Nie jest dobrze. Nie jest, nie było i nie sądzę, żeby szybko było dobrze. W mojej głowie, w moim sercu, w mojej duszy. Wszędzie czuję jedną wielką pustkę. Czuję się bezradna w związku z T. Płaczę co wieczór, płaczę co rano. Nie potrafię się opanować niekiedy. Stałam się z dnia na dzień taką cichszą wersją mnie, bardziej dyplomatyczną, spokojną, mądrzejszą. Ja to zauważam, w domu wszyscy to zauważają, w domu panuje cisza, nikt się nie wygłupia, nie śpiewa, nie robi kawałów, nie opowiada dowcipów. Wiem jednak, że muszę to wszystko przetrwać. Postanowiłam, że muszę dążyć do perfekcji. Pod każdym względem. Mało kto mnie dostrzega, to jak będę perfekcyjna, na pewno to się nie zmieni, ale ja będę zadowolona. Chociaż tyle. Moje jedzenie ogranicza się ostatnio do kolacji, nie mogę wmusić w siebie jakoś obiadów, mięsa, ziemniaków, a tfu.
Pozytywnym aspektem ostatnich dni jest pogodzenie się z P. Strasznie mi brakowało jej w moim życiu, mimo wszystkich kłótni, naprawdę strasznie szkoda mi było tych 3 lat. Wiem, że będzie to czytać, więc serdecznie ją w tym momencie ściskam, całuję i pozdrawiam!
Poza tym, zaczęłam na poważnie myśleć co to będzie dalej. Myślę sobie " Kurczę, Kaśka, za 4 miesiące kończysz 18 lat, jak ty sobie wyobrażasz dalsze życie? Jak wyobrażasz sobie przyszłość?". Otóż nie ma na te pytania odpowiedzi. Nie wyobrażam sobie przyszłości, nie wiem co będzie ze mną dalej. Jeżeli on będzie dalej niszczył mi psychikę, to kiedyś wysiądę z tego pociągu. Nikomu nic nie mówiąc. Po prostu zniknę. Może wrócę, może nie. Tego nie będzie wiedział nikt, nawet ja.
A tymczasem, dziękuję za uwagę.

Do następnego!

niedziela, 30 sierpnia 2015

30.08.15


Siemanko!

Tak więc witam wszystkich po bardzo, bardzo długiej przerwie. Tym razem była spowodowana problemami zdrowotnymi, niestety. Nie będę się zbytnio rozwodzić nad tym co mi było i w zasadzie dalej jest, bo nie widzę w tym sensu. Mogę tylko powiedzieć, że moje lewe oko już chyba nie będzie takie jak wcześniej. Zrobiło się strasznie wrażliwe na światło. Chociaż co to ma wspólnego z wykonywanym zabiegiem, nie wiem. Opuchlizna już z twarzy zeszła, dokładniej z lewej strony twarzy, więc jest jak się pokazać do ludzi.
Sytuacja u mnie chyba zmianom nie ulega, jest tak jak zawsze, staram się przetrwać
w miarę każdy kolejny dzień. A aktualnie jest to trudne przede wszystkim za sprawą
T i tego co się wokół niego dzieje. Dlatego też, tak bardzo pragnę szkoły, oderwania.
Nie da się w takiej atmosferze wytrzymać. 

Najbliższe dni, jak wiadomo, końcówka wakacji, przychodzi czas na wspominanie, kupowanie rzeczy do szkoły, szał na nowy rok szkolny, postanowienia " OD TEGO ROKU BĘDĘ SIĘ UCZYĆ". Przyznajcie się, ile razy już tak mówiliście? Bo ja osobiście za każdym razem. A co z tego wychodzi.. Cóż, chyba tylko gadanie. :)
Szykuje się dziś wypad z Olą prawdopodobnie na 'dożynki'. Wreszcie się wyrwę z domu,
bo odstawiłam już antybiotyki (Brawo ja! xd). Poza tym odbędzie się początek roku szkolnego.
 A później znów 'dożynki' na których nie wiadomo czy będę. W tym samym czasie prawdopodobnie mama wyjedzie za granicę znów, a wtedy to ja już nie wiem
co będzie z T. Wrzesień cieszy mnie też z powodu mojego czynnego udziału w wolontariacie Dni Młodych w naszej parafii między innymi. Wtedy na pewno w domu będzie mnie tyle, co i nic. Będzie też trochę meczy, także żyć, nie umierać!

Co do wakacji 2015, bo oczywiście nie obyło by się bez podsumowań.
Spędziłam je najlepiej na świecie, z przekochaną osóbką, której w te wakacje było u mnie pełno- z Olą. Było wiele, wiele wycieczek rowerowych, dużo opalania się nad zalewem. Pokonałam trochę swój strach przed wodą, co też jest ogromnym plusem tych wakacji. Było też dużo imprez, trochę alkoholi. Spotkałam się wreszcie z Kingą, a uwierzcie mi lub nie, nasze spotkanie było ugadywane już chyba od pół roku.. No i w sumie nie wiem
co mogę tu jeszcze napisać, na koniec dorzucam zdjęcia niektóre z tych wakacji . ;) 




















Do następnego!

wtorek, 11 sierpnia 2015

11.08.15

Siemanko!

Od ostatniego postu już jakiś czas minął, muszę się przyznać, ze nie miałam ani czasu, ani nawet jakoś ochoty, żeby tu coś napisać.
Byłam ostatnio na zakupach, trochę rzeczy nowych wpadło mi w ręce, nie powiem. Oczywiście jestem bardzo zadowolona. Oprócz tego byłam u fryzjera, gdzie pozbyłam się moich zniszczonych kłaczków. Prezentują się one teraz tak : 





Byłam też z Olą na imprezie. Typowej potańcówce. Nie powiem o niej nic, ale było fajnie. To wystarczy.
____________________________________________________________________________

Postawiłam się na miejscu tej osoby.
Zrobiłam to, chociaż tak bardzo tego nie chciałam.
Cóż, stało się, czasu nie cofnę.

Na moje nieszczęście, nie zniosłam tego zbyt dobrze.
Na całe szczęście miałam wokół ludzi, którzy mnie zrozumieli.
Chociaż może nie do końca zrozumieli, lecz pomogli, nie zadawali zbędnych pytań, to wystarczyło.

Czasem trzeba się poświęcić, prawda?
Czy mi to coś dało? Owszem, bardzo dużo.
Przede wszystkim sam fakt, że jest totalnym dnem.
Jeżeli ja się z tym czułam źle, to jak on może to robić cały czas?

Jakim człowiekiem trzeba być, jaki silny, albo po prostu złośliwy charakter trzeba mieć do tego wszystkiego?
Niestety na te pytania odpowiedzi nie dostanę nigdy.
Wiem tylko jedno.
Nie będę taka sama.
Nigdy w życiu.

Może to dlatego, ze jestem taka krucha i delikatna, jak to ujęła mama.
Ponieważ niestety, to przez lekarza.
Mniejsza, to nie jest temat na dziś.

Ważny jest fakt, że nie popełnię tego samego błędu co on.
Zaczynam się bać, bo zostawiam tu, w tym blogu, więcej serca i uczuć niż na samym początku miałam w planach.
Może być to dla mnie niszczące, mam nadzieję, że nie będzie.

Autodestrukcji nie będzie.. Chyba.
_________________________________________________________________________________

"Nie mamy skrzydeł by latać a mimo tego to nasz cel.
Nie chcemy wracać w tyle nie wartych tego miejsc.
Wyżej od świata gdzie ciszej jest.
Życie ma inną treść łatwiej o sens i sedno."


Do następnego!

wtorek, 4 sierpnia 2015

04.08.15

Siemanko!

No więc od mojego ostatniego razu tutaj nie zmieniło się zbyt wiele. Owszem, nudno też nie było,
bo nie mogło obyć się bez wyjść z Olą. Oprócz tego udałyśmy się znów do Sabroso na 'potańcówkę' tym razem była i Ania, ale ogólnie zabawa była gorsza. DJ niezbyt się pokazał, a i mało ludzi było, nie miał się kto bawić. 

Wczoraj powróciły wszystkie wspomnienia z poprzedniego lata. Odbył się skype z ludźmi
z sanatorium, nazywanego przez nas "Szebestą". Nie z wszystkimi niestety, ale była Basia, Maciek. Trochę wspomnień było, a i opowiadania co tam u nas się dzieje. Niestety szwankujący internet nie pozwolił nam zbyt długo się cieszyć rozmowami, ponieważ co chwila się nam coś zacinało, stało się to trochę męczące, więc zakończyliśmy.
Postanowiłam też, że w piątek wybiorę się do fryzjera, to znaczy fryzjerki. Muszę w końcu podciąć końcówki, bo są strasznie zniszczone od ciągłego prostowania. Myślałam też nad jakąś zmianą, no i prawdopodobnie zrobię sobie coś z grzywką, co z tego będzie, zobaczymy. 

Jeszcze wczoraj byłam na zdjęciach z Olą, nie wyszło ich zbyt dużo, ale ważne że cokolwiek jest. Będę miała wam co tu wstawić, a nie tylko te moje wypociny, które i tak mało kto czyta. Ci, co czytają mają ode mnie porządne przytulenie! :)
Możecie mi wierzyć, lub nie, ale wstałam dziś już o 7, żeby 15 minut później udać się do ogródka  i grabić trawę. Cóż, zrobiłam to dlatego, bo bałam się, ze będę musiała robić to
w południe, a ma być podobno tak bardzo gorąco.
Przed chwilą wróciłam od cioci, która wróciła w niedzielę zza granicy, a ja dopiero dziś miałam czas do niej wpaść, pogadać. Dostałam takie dwie fajne tubki kremu włoskiego, zobaczymy czy zrobi on z moją skórą jakieś cudeńka. :)








































Do następnego!