czwartek, 30 lipca 2015

30.07.15


Siemanko!

Wróciła mama, w domu atmosfera napięta, bo rozmowa się odbyła poważna. T obrażony. Ale tak z innej beczki.
Dziś postanowiłam dodać notkę o swoich przyjaciółkach, taak, możecie się bać, Ania i Ola :*

Zacznę od Anny B. 



Wszystko ładnie, pięknie, tylko że nie mam z nią zdjęć. Jeszcze bardziej zabawny jest sam fakt, że nawet nie mam pojęcia kiedy ani nawet jak tego gówniarza poznałam.  No, ale to się nie liczy.
Więc już tak na poważnie. Między mną i Anką jest rok różnicy, jak w sumie z każdą z moich przyjaciółek. Aczkolwiek jakoś się potrafimy chyba dogadać. Wiem, że mogę na niej polegać zawsze, no bynajmniej mogę do niej na fejsie napisać. Zastanawiający jest fakt, że zawsze mamy o czym pisać. Nie no dobra, to był żart, połowa naszych wiadomości to "XD". Szczegół.
Anna należy raczej do tych wrednych osób, zaczyna uczyć mnie tego powoli. Bardzo mało się kłóciłyśmy w ciągu  ostatnich 3 lat. Tak, Aniu, to już 3 lata! <3
Pamiętam naszą pierwszą kłótnię dla beki na asku. Jak wkręciłyśmy wszystkich, że się nie odzywamy, a wszyscy nam uwierzyli. Wiem, wiem, ty też pamiętasz. Pierwsza poważna kłótnia? Chyba ta pod koniec mojej 3 klasy gimnazjum. O co? Nawet już nie pamiętam, bo się na drugi dzień pogodziłyśmy, albo i w ten sam, tylko Anka groźna była.
Oczywiście w czasie pisania o Annie nie może zabraknąć jednej daty.
Maj, pamiętny maj rok 2012. Chyba ten rok, pewna nie jestem. Ale na pewno maj.
Wtedy to Anna, mimo tego, że nie miała wcale w planach ruszenia się z domu, wprost zmusiła swoją mamę, aby przywiozła ją na festyn, gdyż Kasia załamana przeżywała kłótnię z pewną osobą.
Pamiętam, co powiedziała wtedy do mnie jej mama "Ania jest w sklepie, zaraz przyjdzie". Coś ty tam wtedy kupowała? Za cholerę nie pamiętam. :)
Oczywiście w naszej 3 letniej przyjaźni była masa wspólnie spędzonych chwil. Ale teraz dopiero się zaczynamy rozkręcać. Wspólne imprezy, oczywiście taniec Anki jest nie do pobicia, pasuje do każdego, sądzę że nawet z Guzikiem by dała radę tańczyć ( wybacz). Alkohole już  razem piłyśmy więc znamy się i po trzeźwemu i po pijanemu. Niedługo debil ma urodziny, czuję się zobowiązana przebyć dla niej te kilometry żeby jej prezent przywieźć, bo w tamtym roku miałam, ale nie dotarł, to takie zabawne.
Nocowań u siebie dużo nie miałyśmy, jedynie ja u niej z 2 razy nocowałam, nawet pamiętam co za pierwszym razem jadłam na obiad wracając z nią ze szkoły. Była ryba robiona przez jej siostrę.
Mniejsza, wystarczy tego wspominania.
Podsumowując moją Annę, (znaczy nie tylko moją, ale łudzę się że jestem na pierwszym miejscu.)
Tak, wiem, że będziesz to cioto czytać.
Wiec jak to mi dzis wysyłałaś obrazem z cytatem "Nigdy nie tracimy przyjaciół, po prostu uczymy się, którzy są prawdziwi, a którzy nie" no to ty cioto chyba jesteś ta prawdziwa, muszę to przyznać. 
A teraz nieco o Oli. 




Z tą panną mam masę zdjęć. A wideo, jeszcze robione na urodziny, dlatego te życzenia w trakcie.
Ola to maksymalnie debil, blondyneczka. Z nią wspomnień to mam masę, naprawdę. Gdybym wszystko po kolei miała wyliczać naprawdę nie starczyłoby mi jednej notki, jednego dnia..
Z Olą kłóciłam się zdecydowanie więcej razy niż z Anką. Ola nawet ostatnio stwierdziła, że to przez zazdrość, no w sumie muszę przyznać może i tak jest.
Tak więc z Olą wszelkie możliwe imprezy zaliczamy, nigdy się nie nudzimy. Ostatnio usłyszałam, że "my to takie papużki nierozłączki, zawsze razem". Cóż, Łukasz taki zabawny.
Jak się poznałyśmy? Zabawnie, przez photobloga, kiedy to wysłałam link do niej jak pewne laski ją wtedy wyśmiewały. No i zaczęłyśmy pisać na fejsikach, potem kilka umawianych razem przerw, aż w końcu się zaprzyjaźniłyśmy tak porządnie.
Nocowania u siebie to akurat bardzo często występują, a to ja u niej, a to ona u mnie. Osobiście zawsze wolę u siebie bardziej, ona tam wie czemu XD
Znamy się także z tej trzeźwej, oraz tej mniej trzeźwej strony. Wspólny sylwester to była.. masakra. Ale bardzo, bardzo pozytywna masakra. Kurczę, no ja nie nie wiem co ja mogę jeszcze o niej napisać.
Oczywiście wspólnie spędzamy jarmarki, przynajmniej w tamtym roku spędzałyśmy, no i dwa lata temu chyba też, ale pewna nie jestem. Koncert Video, spojrzenia na pewnego kolegę.
Jak już płaczemy to razem, bynajmniej w większości przypadków.
Ola ma takie szczęście, że każdy z jej chłopaków należy do takich, za którymi zbytnio nie przepadam.
Należy do osób, których w sumie nie da się nie lubić. Zawsze jest jej wszędzie pełno, branie też ma. Oczywiście z naszej dwójki ja jestem tą bardziej odpowiedzialną, spokojną, a ona niby ta zła, tyle że bardziej 'inteligentna', no bo tylko my takie mądre torebki mamy, pada deszcz, u mnie w torebce bluza. Co robimy? Olka leci z torebką na głowie. Co robię ja? Oczywiście nawet bluzy nei wyciągnę, nie wspominając o zasłonięciu się torebką.
Jak już wychodzimy to 99% że nie na piechotę, lecz rowerami. Ponadto mamy obie tak zdezelowane rowery, że strach się bać po prostu. U mnie to chociaż hamulce na taśmę są, a u niej co? Nawet linek nie ma heheh.
Busem przez świat, niejako nasze motto na wszelkie zakupy. Oczywiście bezkonkurencyjnie zasiadamy sobie wtedy na tyle, przy czym Olka usiłuje zrobić masę selfie, ale cóż, ręka pijaka się odzywa, trzęsące się rączki i zdjęcia są jakie są. Zresztą nasze zakupy zamiast chodzenia faktycznie po sklepach, to zazwyczaj kończą się w ten sposób, że znajdujemy się po kilka razy na frytkach, czy coś w tym rodzaju.
Nie zapomnę Łoniowa, przemierzamy świat w poszukiwaniu gum, grubo w nocy, a okazuje się, że są one całkiem blisko.
Nawet nasze mamy się polubiły, więc to jakiś znak musi być, nie sądzisz? :D
No cóż to tak pokrótce, nie wiem co jeszcze mogę tu nabazgrolić.


Podsumowując obie moje kochane panię pragnę im z całego serduszka podziękować za to, że wytrzymały ze mną już calutkie 3 lata. Podziękować za wszystkie razem spędzone chwile, zarówno te złe, jak i te dobre. Wszystkie wspólne alkoholizowania się, odwalania, wygłupiania i różne tego typu rzeczy. Oczywiście mam nadzieję, ba nawet wiem, że będzie tego więcej. Wiem, że zawsze, ale to zawsze mogę na was liczyć, oczywiście z wzajemnością, one na mnie też mogą liczyć. Mimo tego, że wkurwiamy się nawzajem jak nikt inny na świecie, że czasami mamy siebie tak bardzo dość, to naprawdę strasznie mi na nich zależy, traktuje je w sumie jak siostry prawie, a nawet lepiej. Wiem, ze co by się nie działo będą przy mnie. 

Kocham was strasznie, strasznie. 
Uwierzcie mi, mieć kogoś takiego to naprawdę skarb.

PS mam nadzieję że razem pójdziemy na studia i będziemy wojować w całej Polsce kc kc kc :*


Do następnego!

środa, 29 lipca 2015

29.07.15

Siemanko!

Znów chaotyczna notka.
No więc jak widać dodałam swoją muzykę do bloga. Szału nie ma, większość moich ulubionych piosenek, jak widać, mam naprawdę zróżnicowany gust muzyczny, a i tak połowy piosenek nie dodałam.
A co w domu? Właśnie rozpoczął się dziki szał przed powrotem mamy. Wiadomo,
jak to przed każdym jej powrotem. Trzeba posprzątać wszystko, żeby nie było wstydu
po powrocie.
Nie mogę powiedzieć, że zawsze miałam z mamą jakieś wyśmienite kontakty, aczkolwiek zawsze były lepsze niż z tatą. Córeczką tatusia nie byłam, nie jestem i nigdy nie będę.
Może w innym życiu, ale nie w tym, na pewno nie. W sumie to nie ma co się dziwić,
gdyby zgłębić się w moją sytuację rodzinną to nic nie trzeba by było mówić.
Zawsze miałam z mamą jakiś kontakt, przychodząc ze szkoły opowiadałam jej na prawdę wiele rzeczy, ale nigdy nie mówiłam jej jakoś co czuję. Do pewnego feralnego dnia,
kiedy to z nerwów wylądowałam w szpitalu, wtedy pamiętam, jak opowiadałam jej wszystko z nawet najmniejszym szczególikiem o relacjach z pewnymi osobami.
Aktualnie poprzez sytuację z T czuje z nią strasznie mocną więź, może dlatego, że widzę jaka ona jest silna? Jest takim moim wzorem, autorytetem. Zawsze się zastanawiałam skąd bierze tyle siły w sobie, skąd ją czerpie? Przecież jej życie też nigdy nie oszczędzało, jak zresztą każdego z nas w tym jakże brutalnym życiu.
Czasami zazdroszczę takim osobom, których ojciec jest ich "bohaterem", ale w sumie,
nie ciągnie mnie do zbyt wylewnych kontaktów z  nim. Wystarczy tyle ile mam aktualnie. Odpowiem zdawkowo na kilka pytań, czasem porozmawiam, gdy faktycznie jest o czym, ale spędzać czas razem, jeździć gdzieś, iść na spacer, nie, nie. To nie moja bajka.
I przede wszystkim nie jego.
Swoją drogą, tak odbiegając już od tematu, który jak zwykle gdzieś tam musiałam
po drodze wpleść w moje pisanie.. Zastanawiam się jak bardzo T może lubić być takim człowiekiem. A jaki jest? Potrafi uprzykrzyć życie w najmniejszym szczególe, wszystko
mu nie pasuje, umyślnie robi wszystkim na złość. Niby dojrzały, niby pełnoletni,
a tak naprawdę.. No cóż, nie wypowiem się tylko przez namiastkę szacunku dla jego osoby. Kochany T, mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz, jak to miło jest być traktowanym w taki sposób, w jaki postępujesz ty.
A u T uzależnienie goni uzależnienie. Typowy nastolatek można by rzec.
Bo nie oszukujmy się, w tym naszym zwariowanym XXI wieku młodzi ludzie są coraz bardziej uzależnieni od różnych rzeczy. Najczęściej od telefonów oczywiście, internetu
(muszę się przyznać, że dotyczy to także mnie). Te uzależnienia jeszcze nie rażą mnie tak strasznie w oczy, ale już wszelkie "palenie, jaranie, chlanie" i tym podobne, no wybaczcie, potępiam wręcz. Owszem, zdarza mi się wypić co nieco, ale wszystko jest dla ludzi.
Ludzi, którzy znają umiar. A znam wielu takich, którzy go właśnie nie mają.
Niektórzy moi znajomi mogą usłyszeć czasem z  ust jednej osoby "Nie będę palić, bo Kaśka będzie zła". A i owszem, pyta się mnie ta kochaniutka osóbka czasem czy może, czy nie.
No nie oszukujmy się niczego nie mogę zabronić drugiej osobie. Także kończy się to tak,
 jak się kończy, typowy szantażyk.
Z niecierpliwością czekam na jutrzejszy dzień, dzień szczególny ze względu na mamę,
jej powrót, ale mam też nadzieję, że będzie to dzień przełomowy. Pewne decyzje zostaną podjęte, niektóre rozdziały pozamykane. A jeśli to by wypaliło, to mam nadzieje na nowe, wolne od problemów życie. Zdecydowanie.
Tak na koniec muszę się przyznać, że liczba wyświetleń na blogu maksymalnie mnie zdziwiła. Jeszcze wczoraj wchodząc tutaj pierwszym razem łączna liczba wyświetleń wynosiła jakieś 760. Natomiast aktualnie jest ich już 961. Jeszcze trochę i będę dziękować za cały tysiąc wyświetleń proszę państwa. Nie wiem jak to się stało, ponieważ pamiętam falę hejtów na początku mojego 'blogowania', bo nie mogę tego tak nazwać, to są tylko jakieś tam moje zapiski, to co mi do głowy wpadnie akurat to piszę. Pamiętam słowa "chujowy blog" "nikt go nie czyta". No i nie na tym to polega, polega na tym,
żebym ja mogła sobie swoje myśli przelać gdzieś..
Kolejne dni miną mi dość sympatycznie, o ile oczywiście wszystko pójdzie po mojej myśli. W piątek wypadałyby zakupy z mamą, Karoliną, Kingą, coś w ten deseń. A w sobotę wybrałybyśmy się do Sosnowca. Chociaż taka chwilowa odskocznia od tego wszystkiego.
Mniejsza o to, aktualnie zostawiam was z tym co tu napisałam, no i dorzucę zaraz jakiś cytacik. 



"Nie bójmy się mówić o ważnych rzeczach, 

nie bójmy się mówić otwarcie.

Kto kiedykolwiek zajrzał w głąb serca, 

zrozumiał tą smutną prawdę.

To smutna historia, a w niej smutny przekaz 

o tym, ile to wszystko jest warte.

Pomyśl więc teraz o mierze człowieka, 

gdy na pustyni planet jesteśmy ziarnem."




Do następnego!

wtorek, 28 lipca 2015

28.07.15

Siemanko!

Dziś nieco chaotycznie, bo mam ochotę wyrzucić z siebie wszystko co mi leży na sercu, no i co mi ślina na język przyniesie to napisze. 
Coś się skończyło. Cholernie zabolało. Nie potrafię zrozumieć tego, że nastąpiło to z taką łatwością, jak za dotknięciem różdżki, pstryknięciem palcem. Sama już nie wiem co mnie bardziej boli. Fakt, że to się skończyło, czy może to, że byłam tak naiwna. Nie mam pojęcia. Zawsze wierzyłam w ludzi, w to, że faktycznie mogą się zmienić. Wierzyłam w to tak uparcie, że właśnie teraz odczuwam tego skutki. Zawsze jestem za bardzo. Za bardzo przywiązana, za bardzo zakochana, za bardzo naiwna, za bardzo miła, za bardzo uprzejma, za bardzo ufająca, za bardzo.. Zawsze..
Dlaczego? Dlaczego tak jest? Nie rozumiem..
Zawsze myślałam, że to moje zaangażowanie we wszystko to zaleta. Teraz zaczynam rozumieć, że to jednak wada. Niestety.
Czuje się totalnie w rozsypce, potrzebuję rzucenia się w wir działań żeby o wszystkim zapomnieć.
W moim życiu aktualnie nie idzie po mojej myśli nic, także to zakończenie przyjaźni, jeszcze z taki sposób na pewno nie działa na plus.
Czekam tylko na powrót mamy, naprawdę strasznie mi tego potrzeba.
Nienawidzę tej mojej wrażliwości. Nienawidzę tego, ze przejmuje się byle jakim detalem, że zawsze za dużo sobie wyobrażam. Ogólnie nienawidzę swojej "osobowości"
 Zawsze podziwiałam i zazdrościłam ludziom, którzy mało czym się przejmują, albo rusza ich naprawdę mało rzeczy.
Pozornie sprawiam wrażenie wesołej, śmiałej, a nawet słyszałam, że odważnej osoby. Jestem ciekawa dlaczego robię właśnie wokół siebie taką złudną otoczkę.. Przecież nie jestem takim człowiekiem a każdy za takiego mnie bierze.
Mnie strasznie łatwo zranić, nie zapominam.
Chyba faktycznie muszę zakończyć ten rozdział w moim życiu i zacząć nowy.
Sęk w tym, że próbuje tego już od ponad 3 lat. Pozornie zaczynam nowe rozdziały, ale niestety nie kończę w 100% tych poprzednich.
Cóż. Mogę tylko pewnej osobie podziękować, za 3 lata, no i pozornie cieszyć się tak jak ona, że to się skończyło. Widać tylko mnie to zabolało.
Niestety.
Dobrze , że mam w swoim życiu jeszcze takich tam człowieczków, którzy będą przy mnie, nie mówię, że na zawsze, bo tego nikt nie jest pewien, ale mam ich na tą chwilę.
3 lata.
Jakoś ten okres mi się nie podoba.
3 lata temu zaczęło się źle dziać z T.
3 lata temu byłam w gimnazjum.
3 lata temu straciłam ważną osobę.
3 lata minęło, no i się to coś skończyło.
3 lata przyjaźnię się z dwiema osobami.

3 lata..
Niby tak mało, a jednak tak dużo. :)

Cóż, wystarczy tego wszystkiego. 


"Jestem dzieckiem lęku.
Jestem dzieckiem śmierci, którą noszę w sobie. Jestem swoją własną samozagładą.
Ale jeszcze jestem."

~ "Pamiętnik narkomanki"



Do następnego! 



niedziela, 26 lipca 2015

26.07.15

Siemanko!



Wczorajszy dzień zaliczam do bardzo udanych. Spontaniczny wypad na 'potańcówkę'
do pensjonatu Sabroso, muzyka świetna, oczywiście towarzystwo Oli. Potańczyłyśmy, trochę się zapomniało o wszystkim. 
A oczywiście jest o czym zapominać. Jedna sytuacja kompletnie bez zmian. A wręcz można by rzecz, że się niestety pogarsza z dnia na dzień. Nienawidzę go. Szczerze nienawidzę.  W jednej z z moich ulubionych piosenek znalazłam taki tekst  (po przetłumaczeniu) : 


"Jestem taka zmęczona byciem tu,
Zduszona przez wszystkie moje dziecinne lęki"

Zgadzam się z tym cytatem w 100%. Naprawdę jestem tym wszystkim zmęczona.
A dzieciństwo, no i sama myśl o nim wcale mi nie pomaga. Ta sytuacja powoli staje się nie do zniesienia. Ale cóż, nie będę się nad tym rozprawiać, nie tutaj, nie przed każdym,
bo każdy może to przeczytać.

I jeszcze fajne uczucie na koniec dnia. Zawieść się na kimś, nie wiem po raz który. 
Chyba jednak naprawdę jestem strasznie naiwną osobą. Wierze, ze człowiek może się zmienić..
I to jest już chyba moja wada. Powinnam z tym skończyć. 

+ 3 dni i będę chociaż trochę szczęśliwa 

Do następnego!



środa, 22 lipca 2015

22.07.15

Siemanko!

Pojawiam się tu ponownie, znów po przerwie, ponieważ nawet nie miałam czasu,
żeby cokolwiek tu napisać. Sporo się działo, przede wszystkim wypady nad zalew,
jakieś piwko z najlepszymi. 
Nie wspominając już o festynie w Cebrze, pamiętne pokrzywy, pamiętać będę do końca życia, żeby się w nie nie pakować, kto mądry tak robi. 








Pomijając ten temat. W niedzielę prawdopodobnie wróci mama!
Nie mogę się już doczekać!


Przy okazji , jeżeli ktoś ma okazję popisać e-maile to zapraszam :
katarzyna.kardas@o2.pl 

Do następnego!



wtorek, 14 lipca 2015

14.07.15

Siemanko!

Jako, że ostatnimi czasy pogoda przestała dopisywać spędzam więcej czasu w domu.
Jak dla mnie działa to na niekorzyść, bo mam za dużo czasu na myślenie.
No, ale nieważne.
Postanowiłam, ze dodam wreszcie coś o ostatnio przeczytanej książce. 

"Kiedy dzieje się cud"



Książka strasznie mnie wciągnęła. Są w niej niejako rozdziały, ale dzieli się ona przede wszystkim na omawianie kolejnych wydarzeń z różnych punktów widzenia. Nie będę streszczać całej książki, bo to nie ma sensu. Ale zdradzić mogę, książka strasznie zaskakuje. Jak zaczęłam czytać, to już ułożyłam sobie w głowie jak to wszystko dalej będzie,
no i mi się sprawdziło trochę, żeby zaraz zrobić obrót o 360 stopni i zmienić mój obraz
w głowie tego, co być może dalej.
Książka jest w głównej mierze o dziewczynce, która uległa wypadkowi.
Będąc gdzieś w okolicach 50 strony, na coś koło 300 była scena odłączenia dziewczynki
od respiratora, płacz matki, rozpacz. Myślę sobie "kurcze, o czym będzie więc to dalsze
250 stron książki?" . Ale potem zaskoczenie, no i Kasia się rozpłakała, ale tylko tak troszeczkę. Później to już wszystko powinniście przeczytać sami.

Poruszane są tu tematy miłości, rodziny, małżeństwa, ale i kościoła, wiary.
Do końca w sumie książki nie mogłam zrozumieć za bardzo wątku księdza Petera,
który walczył z dziewczynką..
Tak samo jak byłam ciekawa wątku mężczyzny, który potrącił małą.
Koniec książki kompletnie mnie zbił.. Popłakałam się jak małe dziecko.
Nie wiem czy to dlatego, ze tak szybko się wzruszam, czy to po prostu taki klimat książki, że wydawałoby się wszystko kolorowe, a tu buum..
No nic, polecam przeczytanie książki, bo wciąga, tak jak już powiedziałam na początku.
A może ktoś z was już ją czytał? Podzielcie się opiniami!
Poza tym macie jakieś ciekawe tytuły, które można by przeczytać?


A tak poza tym to oczekuje strasznie powrotu mamy, bo atmosfera w domu jest
nie do wytrzymania. A i jakoś prędzej to wszystko się skończy..
I mam ochotę na wyjście gdzieś na piwko, czy coś, więc się pogoda musi poprawić!
 Jak u was wakacje misiaki?





Do następnego! :)


piątek, 10 lipca 2015

10.07.15.

Siemanko!


No i tak. Dziś spędziłam czas z Olą i Patrycją, było dużo, dużo zdjęć.
Czas spędzony maksymalnie miło, zaraz zapodam parę zdjęć.
No i znów notka o książce przekładana jest na kolejny dzień. :)


no coment. xd


znów no coment ;d

















Do następnego!



środa, 8 lipca 2015

08.07.15.

Siemanko!

Tak więc witam, po przerwie w dodawaniu tu postów, musicie mi wybaczyć. Wiadomo,
są wakacje, nie ma czasu na siedzenie przed laptopem, więc nie ma też kiedy naskrobać
tu co nieco. Zacznę więc od tego, co mniej więcej aktualnie porabiam. Ostatnie dni spędzam w pełni nad zalewem. Spotkałam się wreszcie z Kingą, a z tego spotkania wyniosłam mega dużo pozytywów, kilka zdjęć, oraz maksymalną opaleniznę. Co się działo potem? Aha, święto pieroga. Taka jakby zabawa, festyn, coś w tym stylu. Nie ważne jak, ważne z kim ten dzień spędziłam. Szukałyśmy się nawzajem z Olą, aż w końcu u niej na noc zostałam po wszystkim. I aktualnie codziennie nad zalewem przesiadujemy.
Wczoraj po raz drugi przeżyłam coś, co stało się w wakacje 2013 chyba,
o ile mnie pamięć nie myli. Ale jak to powiedziano mi po tym "Następnym razem będzie lepiej". Maksymalnie mokra wróciłam do domu. I jeszcze mi pewne wspomnienia wróciły, podziękował. Poza tym z całą pewnością stwierdzam, że przyjaciół to ja mam najlepszych na świecie , chociażby Oleńkę! 



Z Kinią. :) 

Friends forever ♡ 

Niedługo dodam posta o "Kiedy dzieję się cud" bo książka została już przeze mnie przeczytana, także

Do Następnego!